czwartek, 19 grudnia 2013

"Niczego nie żałuję"



Gdybym miała kiedyś odpowiedzieć na pytanie, komu i czego najbardziej zazdroszczę, ani chwili nie wahałabym się nad odpowiedzią - wszystkim tym, którzy mieli okazję słuchać na żywo głosu Edith Piaf.


Przyszła na świat 19 grudnia 1915 roku na paryskim bruku - tak mówi legenda.




I myślę, że właśnie to słowo - legenda - najpełniej oddaje historię tej największej francuskiej artystki.

Legendą bowiem była już za życia i jest nią nadal, a w tym roku, w październiku, minęło równe 50 lat od jej śmierci.

Weszła do artystycznego świata Paryża tak zwyczajnie i po prostu: z ulicy, z paryskiego trotuaru, na którym odkrył ją Louis Leplée i jako pierwszy otoczył opieką. On pierwszy zobaczył w niej to, co potem widzieli wszyscy - pięknego wrażliwego "Wróbelka" o głosie mającym siłę kruszyć wszystkie serca.

Edith Piaf była niezwykła - kiedy wychodziła na scenę ubrana w skromną czarną sukienkę i stawała w blasku reflektorów, uosabiała sobą całe piękno muzyki. Swoim głosem opowiadała zarówno o rzeczach zwyczajnych, codziennych, jak i o tych wielkich, o uczuciach, o losie, o przeznaczeniu.

Czy była szczęśliwa?
Była kochana, to pewne.
Uwielbiana.
Słuchana na całym świecie.
Przyjmowana z honorami.
Ale do końca pozostała zwykłą, skromną, śmiejącą się do łez Edith.

Do końca nie zapomniała o środowisku, z którego się wywodziła i to głównie o nim śpiewała: o prostych ludziach, chłopcach i dziewczętach, o codziennym życiu paryskich uliczników, o dźwięku paryskich dzwonów, o żołnierzach, o prostych radościach, takich jak śpiew czy taniec, a przede wszystkim o swoim mieście - Paryżu. 

Sama kochała szczerze i bez umiaru.
Nawet miłością "zakazaną" - największym uczuciem darzyła znanego boksera, mistrza świata, Marcela Cerdan, który zginął tragicznie w katastrofie lotniczej i na zawsze okrył cieniem jej życie.

Żyła mocno, szybko i radośnie, tak jakby chciała nasycić się życiem, dniem codziennym, przyjaciółmi, kochankami i muzyką, która była treścią jej życia.

Pozostawiła nam wiele piosenek i swoje zapisane w nich na zawsze uczucia i emocje.

Wiele rzeczy zapewne na zawsze pozostanie tajemnicą - legendą właśnie. Jak choćby ta wspominana już przeze mnie: związana z miejscem jej przyjścia na świat.

Ale na pewno wiemy jedno: nie żałowała niczego, bo mimo, że nie ona jest autorką słów tej piosenki, to śpiewała ją z taką pasją, wiarą i przekonaniem, że nie można mieć wątpliwości:


Nie, nic a nic, nie, nie żałuję niczego
Ani dobra, które mi uczyniono, ani zła, jest mi już wszystko jedno

Nie, nic a nic, nie, nie żałuję niczego
  To spłacone, zamiecione, zapomniane, nie obchodzi mnie przeszłość

Rozpaliłam ogień moimi wspomnieniami
Moje troski, moje przyjemności, już ich nie potrzebuję

Wymiecione miłości i każde drżenie ich głosu
Wymiecione na zawsze, zaczynam znów od zera

Nie, nic a nic, nie, nie żałuję niczego
Ani dobra, które mi uczyniono, ani zła, już jest mi wszystko jedno

Nie, nic a nic, nie, nie żałuje niczego
Bo moje życie, moje radości zaczynają się dziś z tobą 



Edith Piaf spoczywa na paryskim cmentarzu Père Lachaise i to jest obowiązkowy punkt na mojej mapie za każdym razem, kiedy jestem w Paryżu.
W tym roku, roku, w którym przypada 50 rocznica jej śmierci, byłam tam również, aby oddać jej hołd i podziękować - za to, że między innymi dzięki niej język francuski jest najpiękniejszym językiem świata.



1 komentarz:

  1. A tu się z Tobą w pełni zgodzę. Osobiście wolę Brela, ale Piaf też jest genialna. :)
    Pozdrawiam; Berta

    OdpowiedzUsuń