wtorek, 13 maja 2014

Biuro detektywistyczne trzeciego wieku


W zalewie sporej ilości wydawanych książek, sprawia mi ogromną frajdę odkrycie prawdziwej perełki literackiej w dziale, który na własny użytek nazywam "Literaturą rodzimą". Zdarza się to na bardzo różne sposoby. A to śledząc na bieżąco nowości wydawnicze, a to czytając ulubione blogi z recenzjami, buszując między regałami w moich ulubionych księgarniach, czy też wreszcie przeszukując strony tych internetowych. Lubię odkrywać nowych dla mnie, a obiecujących dla polskiej literatury, autorów. Zachwycać się ich świeżością i nowatorskim podejściem do znanych przecież dobrze gatunków i tematów. Z przyjemnością stwierdzam, że ostatnio jest takich odkryć coraz więcej (wspomnę choćby świetnego Zygmunta Miłoszewskiego, intrygującą Emilię Nowak, rewelacyjną Małgorzatę Gutowską-Adamczyk, czy życiową Monikę Szwaję), co dobitnie świadczy o dobrym poziomie polskiej literatury. Uważam, że ma się ona dobrze i rokuje duże nadzieje na wartość przyszłych lektur. Wystarczy tylko mieć oczy i uszy otwarte, znać swoje upodobania literackie i wrażliwość artystyczną oraz potrafić oddzielić ziarna od plew. Nie ukrywam, że może to być czasem trudne, gdyż sposób wydawania literatury i promowania książek jest w chwili obecnej mocno nachalny. Okładki książek aż krzyczą takimi słowami jak "Bestseller!", "Setki tysięcy sprzedanych egzemplarzy!", a ostatnią jej stronę wypełniają jakieś wyrwane z kontekstu i z całości urywki zdawkowych opinii osób z jakże różnych dziedzin kultury i mediów.
Za każdym razem, widząc ten rzucający się w oczy krzyk okładki, myślę o tym, że kiedyś książki wydawane były nie dość, że pięknie i z dbałością o szczegóły oddania klimatu, to jeszcze bez tego nachalnego nawoływania do zakupu, a przecież sprzedawane były bez problemu. Pamiętam opowieści mojego Taty o tym, jak w czasach kryzysu przed księgarnią Współczesną w Bydgoszczy ustawiały się długie kolejki po książki właśnie. Do dzisiaj mam w mojej biblioteczce te "wystane" przez mojego Tatę: Trylogię, "Dekameron", czy "Przeminęło z wiatrem".
Cóż, księgarni Współczesnej, mojej ulubionej, już dawno nie ma. W miejscu, gdzie była, jest teraz sklep z odzieżą. Mam jednak do niej ogromny sentyment, bo właśnie tam, w czasach licealnych, miałam ogromną przyjemność spotkać się osobiście z uwielbianym przeze mnie Williamem Whartonem i otrzymać jego autograf. Do dzisiaj mam egzemplarz "Ptaśka" z autografem autora, z czego jestem niezwykle dumna.

Ale miało być o odkryciach, nomen omen, współczesnych. Wybaczcie zatem tę nostalgię za czasem minionym i pozwólcie, że wrócę do tematu.

Dzisiaj będzie właśnie o takim odkryciu.
Zapraszam zatem do zajrzenia na pewne warszawskie podwórko i zapoznania się z jakże ciekawymi mieszkankami pewnego domu:







Fabuła książki Anny Fryczkowskiej jest bogata w nieprzewidziane zwroty akcji i obfitująca w barwne postaci, ale ten dobrobyt nie jest w żadnej mierze przesytem. Wszystko ma tutaj swoje właściwe miejsce i konkrenty cel.

Ale zacznijmy od początku.
"Starsza pani wnika" jest pastiszem kryminału, wariacją na temat zbrodni i śledztwa. Wariacją, dodajmy, bardzo zabawną i świetnie napisaną.
Głównymi bohaterami powieści są Jarosław Trzaskowski i jego babcia Halina oraz jej koleżanki.
Jarosław, przez babcię nazywany Jarciem, a przez znajomych i samego siebie po prostu "Jaro" to bezrobotny prawie trzydziestolatek będący na utrzymaniu babci i mieszkający razem z nią. Po wielu nieudanych próbach zdobycia pracy, postanawia wziąć los we własne ręce i założyć tak zwany biznes. Jego wybór pada na agencję detektywistyczną.
Dzięki pewnemu zbiegowi okoliczności udaje mu się zdobyć pierwsze zlecenie odszukania byłego małżonka pewnej pani doktor dermatolog. Były małżonek grzechów ma wiele. Nie dość, że obdarowywał swoimi wdziękami liczne grono pań w różnym wieku, od dwóch lat nie dał grosza na utrzymanie dwóch córek, to jeszcze okradł panią doktor Ilonę z cennego obrazu Malczewskiego, jedynego spadku po jej rodzicach.
Właściciel agencji detektywistycznej "Jarex" przystępuje do akcji i bardzo sprawnie udaje mu się namierzyć mieszkanie bawidamka. Odwiedza go zatem, ale zastaje tylko jego przywiązane do krzesła w kuchni ciało w kałuży krwi.
Dalej wydarzenia sypią się lawinowo. Jaro otrzymuje nowe zlecenia, między innymi poszukuje zaginionej starszej kobiety, Agnieszki Zaufał, która pewnego dnia znika z domu oraz wciąż próbuje odnaleźć mordercę Tymoteusza Maciejko.
Jaro, z natury misiowaty, mało błyskotliwy i raczej powolny w działaniu, odnosi sukces za sukcesem, ale nie ma pojęcia o tym, że za większością przełomowych odkryć w jego śledztwach stoi nikt inny, jak babcia Halinka, kobieta energiczna i sprytna. Otóż babcia Halinka, która jest nowoczesna i żadnej techniki się nie boi, na kursie komputerowym zgłębia arkana komputera, dzięki czemu potrafi w laptopie wnuka przeczytać założony przez niego folder "Moje śledztwa" i tak pokierować jego następnymi krokami, że wszystkie niewiadome powoli zaczynają się odkrywać i układać w zgrabną całość.

"Starsza pani wnika" jest bardzo dobrą książką. Podoba mi się w niej wszystko: ciekawy pomysł, wartka i sensowna akcja, świetne opisy wydarzeń, umieszczenie na pierwszym planie zabawnych staruszek (to raczej rzadkość w literaturze, tym większy ukłon w stronę autorki), rewelacyjny humor widoczny głównie w dialogach (dawno się tak szczerze nie śmiałam), a przede wszystkim różnobarwni bohaterowie. Bo jakże nie polubić tych wszystkich starszych pań, ich dziwactw i cech charakterystycznych? Ich troski o bezdomne koty? Ich wzajemnych relacji i układów? Ich chęci istnienia w społeczeństwie i bycia zauważanym?
Ja polubiłam je wszystkie: nowoczesną babcię Halinkę w sportowych butach i kijkami do nordic walking w rękach, jej przyjaciółkę Dzidkę, głęboko wierzącą, chodzącą codziennie do kościoła, ubierającą się w szpilki, dopasowane żakieciki i berety bądź kapelusze, seksowną Teresę, która na starość odkrywa uroki alkowy, czy też wiecznie narzekającą hipochondryczkę Celinę, która przecież, tak jak i jej koleżanki, jest wrażliwa na niedolę ulubionych zwierzaków. Halina i Dzidka, mimo, że tak przecież różne, przyjaźnią się od wielu lat, a ich dialogi to jedne z najbardziej udanych fragmentów książki. Szczególnie do gustu przypadła mi ich "Lista wyrażeń zakazanych", na której znajdują się takie zdania, jak: "za moich czasów...", "kiedyś było lepiej..." itp.

Podoba mi się również sposób, w jaki udało się autorce zgrabnie wpleść do książki kilka innych, pobocznych, ale jakże ważnych tematów, jak choćby samotność i wyobcowanie młodej dziewczyny, spędzającej całe wieczory i noce na dyskusjach ze "znajomymi" z internetu i ich niebezpieczny wpływ na jej decyzje, wątek znęcania się nad bezdomnymi kotami, czy też nadopiekuńczość babci w stosunku do wnuka i jego brak umiejętności odnalezienia się w dorosłym życiu.
Tematów tych jest dużo więcej, ale pozostawię furtkę uchyloną, aby nie odbierać Wam przyjemności odkrywania uroków książki.

Lekturę "Starszej pani wnika" zaliczam do jednej z lepszych w tym roku i na pewno sięgnę po inne tytuły Anny Fryczkowskiej.
Polecam gorąco - czyta się świetnie, ale o tym już musicie przekonać się sami.
Minusów brak :)





5 komentarzy:

  1. Trochę podejrzewam, że to kryminał dla kobiet :)

    https://www.facebook.com/pansamochodzikfanclub/posts/885533381460059

    Gratuluję Yvonne nowej odsłony Bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że liftingi ą zaraźliwe ;)
    Zdecydowanie ładniej! Tak dużo cieplej wygląda. Przesuń może tylko nieco w dół napis "Yvonne", bo jest na przecięciu. I spróbowałabym innego kolor tytułu, bo się trochę słabo odcina.
    Pozdrawiam; Berta

    OdpowiedzUsuń
  3. Protoavisie - dziękuję :)
    A co do "Starszej pani" - według mnie to jest książka dla wszystkich, którzy mają poczucie humoru i lubią śledzić ciekawe typy osobowościowe.
    Berto - również dziękuję za miłe słowo. Na moje możliwości techniczne to, że wreszcie po paru miesiącach udało mi się wrzucić zdjęcie, to już duży sukces :) Przesunięcie napisu Yvonne na razie przekracza moje umiejętności :) Ale będę nad tym pracować.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeśli się nie daje przesunąć w dół napisu, to można spróbować "oszukać system" zaklejając dół zdjęcia paskiem w tym kolorze yellow bahama ;) Wtedy stracisz trochę wody, ale będzie wyglądać, jakby tło szło wyżej i napis zrobi się bardziej widoczny.
    Pozdrawiam; B

    OdpowiedzUsuń
  5. Można też tam wstawić jakiś inny gadżet z bloggera, a biografia Yvonne byłaby wtedy nieco niżej.

    OdpowiedzUsuń