środa, 19 lutego 2014

O szaleństwie z nutką grozy


Nie lada sztuką jest wyłowienie prawdziwej perełki wśród ogromnej rzeszy tak bardzo ostatnio popularnych skandynawskich autorów "popełniających" coraz to więcej i więcej powieści z dreszczykiem, które mają budzić grozę i wywoływać ciarki na ciele i umyśle. Większość tych autorów powiela pewien, dość nudny dla mnie, schemat. Mamy w ich książkach przeważnie życiowego nieudacznika detektywa/policjanta/inspektora (wybierz dowolne) snującego się po mrocznych i niebezpiecznych ulicach skandynawskich miast pełnych zbrodni, ciemnych sprawek i jeszcze ciemniejszych typów. Wszystko to razem jest może do przełknięcia w niewielkiej ilości, ale już w większej - nie do strawienia. Przynajmniej dla mnie.

Ale w tej mrocznej i niekończącej się powodzi krwi, trupów i zniechęcających do siebie śledczych udało mi się odkryć autora, który budzi grozę w sposób inny niż pozostali. Pisarza, który ma coś, co powinien mieć każdy artysta. Mianowicie - wyobraźnię. Wyobraźnię, znajomość ludziej psychiki i umiejętność połączenia jednego z drugim w tak plastyczny sposób, że czytelnikowi zasycha w ustach i drżącymi dłońmi przewraca kartki, a każdy najmniejszy szelest powoduje szybsze pulsowanie krwi w całym ciele.

Mowa tu oczywiście o Johanie Theorinie, który jest pisarzem wyjątkowym. Do tej pory przeczytałam wszystkie jego powieści wydane w Polsce i każda zasługuje na obszerny wpis.

Dzisiaj jednakże opiszę tę wydaną niedawno, najbardziej oryginalną i zaskakującą, jakże odmienną od poprzednich kryminałów:








Początkowo byłam nieco rozczarowana odejściem autora od tak lubianego przeze mnie miejsca akcji, jaką jest wyspa Olandia z jej tajemniczym i mglistym alvaretem. Ale uczucie to minęło bardzo szybko, gdyż "Święty Psychol" jest powieścią nietuzinkową.

Poznajemy głównego bohatera, Jana, który jest wychowawcą przedszkolnym i właśnie rozpoczyna pracę w przedszkolu znajdującym się tuż przy szpitalu dla osób z zaburzeniami umysłowymi oraz wszelakich przestępców uznanych za niebezpiecznych dla otoczenia. Szpital ma oczywiście swoją długą i fachową nazwę, ale wszyscy, zarówno pracownicy, jak i mieszkańcy miasteczka mówią po prostu "Święty Psychol".
Do przedszkola, w którym zaczyna pracę Jan, uczęszczają dzieci kobiet i mężczyzn znajdujących się właśnie w tym szpitalu, a częścią terapii pacjentów mają być odwiedziny dzieci u swoich rodziców. Dzieci na te spotkania zaprowadzane są przez wychowawców podziemnym tunelem łączącym przedszkole ze szpitalem.

Przez karty powieści przewijają się opisy intrygujących postaci i ciekawych miejsc, ale przecież główną rolę grają tu wspomnienia. Wspomnienia, które doprowadzą głównego bohatera do ślepego zaułka bez wyjścia.
Razem z nim przemierzać będziemy podziemne korytarze w poszukiwaniu czegoś, co kiedyś nadało sens, ale zostało bezpowrotnie utracone. I stało się obsesją Jana, czule pielęgnowaną i ukrywaną przed światem tajemnicą.

Johan Theorin jak zwykle powoli buduje napięcie wprowadzając ciekawych bohaterów, dodając tajemnicze szczegóły, opisując ludzkie charaktery i magiczne wręcz właściwości wspomnień z przeszłości. Czytelnik czuje, że już za chwilę coś się wydarzy, coś, do czego będzie musiał się ustosunkować i poddać swojej ocenie, a nie będzie to łatwe. A kiedy to się wreszcie wydarza, to dostaje taką dawkę emocji i ludzkich losów, że trzeba naprawdę stalowych nerwów, żeby w spokoju doczytać do końca.

I za to lubię Johana Theorina - jego książki są wiarygodne, zbudowane na ludzkich namiętnościach. Pisarz jest znakomitym znawcą ludzkiej psychiki i bystrym obserwatorem. Jego postaci intrygują, wywołują emocje, zwodzą i skrywają tajemnice.

Jan również ukrywa swoją tajemnicę. Poznamy ją w odpowiednim czasie i wtedy prawie wszystko stanie się jasne.
Prawie, bo przecież musi pozostać nutka niedopowiedzenia ...

Zachęcam gorąco do lektury "Świętego Psychola" i innych książek Johana Theorina.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz