niedziela, 27 kwietnia 2014

Z biblioteczki pachnącej dzieciństwem - "Zwariowane podwórko"


Stało się. Plany planami, a literatura swoje :)
Jakiś czas temu zaplanowałam sobie, że moje lektury będą się przeplatać. Mianowicie postanowiłam, że będę czytać na zmianę jedną książkę nową, a potem jedną "pachnącą dzieciństwem"; że będę sobie w ten sposób odświeżać powieści z dawnych lat, a jednocześnie nie zaniedbam tych, które cierpliwie czekają na półce na moje pierwsze ich przeczytanie.
I tak rzeczywiście było przez kilka miesięcy ...

Ale nagle biblioteczka z dzieciństwa, która stoi u mnie w kuchni (i może właśnie dlatego) stała się najważniejsza, a jej zbiór nęci mnie codziennie swoim bogactwem i obietnicą przywołania najpiękniejszych wspomnień.

Cóż - nowe książki muszą jeszcze trochę poczekać na lepsze czasy.

Wybierzmy się zatem dzisiaj na pewne zwariowane podwórko:








Pamiętam, że "Zwariowane podwórko" należało do ścisłej czołówki moich ulubionych książek. Zresztą, nawet jakbym tego nie pamiętała, sama okładka już by mi o tym przypomniała, bo widać na niej spore ślady "molowego" użytkowania.

Książka Marii Kowalewskiej nie należy do obszernych. Jest to lektura na jedno popołudnie. Albo nawet na pół. Ale jej fabuła jest bardzo ciekawa, dość oryginalna i warta skreślenia o niej kilku słów.

Głównym bohaterem "Zwariowanego podwórka" jest Jurek, nastolatek o artystycznej duszy i talencie malarskim.
Pewnego dnia z powodu pewnych zawirowań rodzinnych, Jurek trafia do szkoły z internatem.
Szkoła ta znajduje się na wsi i jest placówką bardzo nietypową.
Otóż oprócz zwykłych zajęć lekcyjnych uczniowie zajmują się różnego rodzaju pracami gospodarskimi i uprawnymi. Mianowicie pracują w szklarni, w sadzie, w ogródku warzywnym, opiekują się królikami, mają własną pasiekę, a nawet zaczynają uprawiać ryż i bawełnę. Dodam, że nie jest to w żadnej mierze szkoła rolnicza, tylko zwykła-niezwykła szkoła ogólnokształcąca. Podział zadań jest jasno określony, każdy zajmuje się tym, co go pasjonuje i sprawia mu przyjemność, a nad wszystkim czuwa surowy, ale lubiany i ceniony przez wszystkich "Dyrcio".
Jak już wiemy, Jurek ma duszę artysty i nie w głowie mu karmienie królików czy uprawa pomidorów. Woli całymi popołudniami stać przy sztalugach i malować swoje ulubione sceny batalistyczne.
Jak można się domyślić, nie będzie mu łatwo odnaleźć się w nowej szkole, a i nowym kolegom trudno będzie zaakceptować "Sobka", który przekornie nie czuje odpowiedzialności za wspólne gospodarstwo.

Ale, jak przecież wiadomo, kiedy ma się naście lat, przyjaźnie nawiązuje się błyskawicznie. I Jurek też po pewnym czasie wsiąknie w nowy tryb życia i w nowe obowiązki, a także zyska kilkoro przyjaciół.
Jednym z nich będzie ktoś o podobnej osobowości, ktoś, kto również ma pasję artystyczną i marzy o sławie aktorskiej. Tym kimś jest Wojtek, którego historia jest jedną z najciekawszych w opowieści.
Otóż Wojtek, zamiast pomagać swoim kolegom w ogrodzie podczas wakacyjnych miesięcy, przepada gdzieś na całe dnie, czym naraża się na docinki i wykluczenie z towarzystwa.
Dopiero później okazuje się, gdzie bywał Wojtek całymi godzinami i co w tym czasie robił.
Co to było - nie zdradzę. Dodam tylko, że Wojtek zasłużył na pochwałę samego "Dyrcia" i przekonał się, że najważniejsza praca to taka, którą wykonuje się z pasją i miłością.

"Zwariowane podwórko" napisane jest sprawnym piórem. Autorka zaskakuje lekkością pisząc o sprawach ważnych. I może dlatego czyta się to tak dobrze? Jest to jednocześnie miła rozrywka z nutką morału podanego w sposób absolutnie nie nachalny, a wręcz intrygujący i przyswajany z łatwością.

Bowiem oprócz elementu pracy wśród nastolatków i dbania o wspólne dobro, znajdziemy tu także pochwałę dla oryginalnych uczniowskich pomysłów, jak choćby kawiarnia dla wszystkich prowadzona przez Kluchę i Serdelową, czy też opis znanej wszystkim harcerskiej akcji pod nazwą "Niewidzialna Ręka".

W książce urzekają też opisy. Przede wszystkim te przyrodnicze; opisy lasu, drzew, ptaków, pszczół i ich obyczajów, jak również prac przy uprawie roślin czy hodowli zwierząt. Autorka porusza też ważny temat ochrony środowiska przytaczając kilka ciekawych anegdot.

"Zwariowane podwórko" czyta się szybko i przyjemnie. Może tylko czasem czytelnik uśmiechnie się pod nosem i z niedowierzaniem śledzi pewne wydarzenia. Bo rzeczywiście, ciężko uwierzyć w to, że Jurek, zwyczajny nastolatek, w liście z wakacji spędzonych nad Morzem Czarnym, w liście dodajmy skierowanym do kolegi, opisuje głównie tamtejszą roślinność, przyrodę (głównie drzewa), a nie swoje przeżywane tam przygody.
Być może jest to trochę dziwne, niewiarygodne i naiwne, ale przymknijmy na to oko.
W końcu nie znajdujemy się na zwykłym podwórku, lecz na zwariowanym :)



3 komentarze:

  1. A ja niestety, nie czytałem tej książki w dzieciństwie :(
    Z Twojej Yvonne recenzji wynika, że to książka trochę w klimatach Minkowskiego.

    https://www.facebook.com/pansamochodzikfanclub

    Może kiedyś przy okazji zasili moją biblioteczkę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. I tak jesteś dzielna, bo coś tam jednak współczesnego czytasz. Ja już się w 99% zagrzebałam w starociach... Tak więc dzięki za namiar na kolejny! ;) W życiu o tej książce nie słyszałam, a brzmi całkiem nieźle. Jak mi się gdzieś napatoczy, to chętnie przeczytam.

    P.S. Miłej zabawy w Antoninowie! Pozdrawiam; Berta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Berto - chętnie Ci pożyczę :)
    A co do Antoninowa - wciąż mam nadzieję, że jednak wpadniesz chociaż na jeden dzień :)

    OdpowiedzUsuń