poniedziałek, 15 września 2014

Nowy wujek do partyjki makao czyli Florian u Borejków



Czy jesteście ciekawi dalszych losów sympatycznych, inteligentnych i elokwentnych sióstr Borejko? Jeśli tak, to zapraszam do przyjrzenia się im bliżej na stronach kolejnej części cyklu, czyli:








„Pulpecja”, jak wskazuje tytuł, koncentrować powinna się na postaci najmłodszej z Borejkówien – Patrycji, tymczasem rozpoczyna się spektakularną sceną ślubu Idy. Scena ta obfituje, jak zwykle u Musierowicz, wieloma zabawnymi epizodami, jakim był na przykład brak kluczy do mieszkania i nerwowe przytupywanie gości weselnych, brnących po kostki w śniegu i trzęsących się z zimna, przed kamienicą na Roosevelta. I dopóki autorka opisuje to właśnie wydarzenie, wraz z jego smaczkami i kolorami (perypetie gospodarzy i gości, nietuzinkowe przysmaki przygotowane na przyjęcie, oryginalne żarty Pyzy i Tygryska), dopóty jest wyłącznie dobrze, ciekawie i zabawnie. Potem jest już niestety gorzej. „Pulpecja” jest, moim zdaniem, jedną z najmniej udanych książek Jeżycjady. Czytam ją niejako „z marszu”, ciesząc się już bliskim spotkaniem z Aurelią i Konradem w następnej części. Ale o niej niebawem, a tymczasem napiszę jeszcze kilka zdań o „Pulpecji”.

Otóż Patrycja uczęszcza już do klasy maturalnej i (o zgrozo!) grozi jej oblanie tego ważnego egzaminu, o czym w jej domu rodzinnym zdaje się nikt nie wiedzieć. I tutaj czytelnik zastanawia się, jak to możliwe, że w tak ciepłej i kochającej się rodzinie, w mieszkaniu pełnym domowników, możliwe jest, aby ktoś przez kilka miesięcy pozostał całkiem sam ze swoimi problemami … Sytuacja co najmniej dziwna. Wytłumaczyć ją mogą chyba tylko słowa ojca Borejki, który na wieść o rzeczywiście oblanej przez Patrycję maturze, reaguje w następujący sposób:

Patrycjo, czy prawdą jest to, co słyszę? Jeśli tak, to wytłumacz mi, proszę, jak to się stało, że inteligentna dziewczyna o doskonałym wzroku i słuchu, nienagannym stanie zdrowia i bogatej bibliotece rodzinnej mogła nie zdać czegoś tak prostego jak egzamin maturalny. 

Być może po prostu dla rodziców i sióstr Patrycji już sam fakt przyjścia na świat w rodzinie Borejków powinien być gwarancją zdania egzaminu dojrzałości i to co najmniej w wynikiem bardzo dobrym, zaś o żadnych problemach i zagrożeniu mowy być nie może.
Akcja „Pulpecji” oscyluje wokół sercowych perypetii tytułowej bohaterki i jest przez to uboga i monotematyczna.
Owszem, znajdziemy w książce również i ciekawsze momenty, na przykład początki rozkręcania biznesu florystycznego przez Tomcia i Baltonę, perełki słowno-sceniczne w wykonaniu Pyzy i Tygryska, czy też wątek przyjaźni Pulpecji i Romy. Tylko, czy rzeczywiście była to przyjaźń czy raczej znajomość kontynuowana niejako siłą przyzwyczajenia?
Jedynie scena spotkania Patrycji i Baltony nad jeziorem broni się swoją sielskością i urokiem przyrody, a także bliskością dwojga osób, nie ratuje ona jednak całej książki.

„Pulpecja” wyjątkowo się Małgorzacie Musierowicz nie udała (a może dlatego tak ją odbieram, że Patrycja Borejko jest najmniej lubianą przeze mnie siostrą?), ale nie zmienia to faktu, że następujące po niej „Dziecko piątku” jest jednym z najlepszych tomów cyklu i niedługo będę miała przyjemność o nim napisać.





3 komentarze:

  1. Naprawdę??? Bardzo lubię Pulpecję. I jako książkę i jako bohaterkę. Taka niby zwykła (odstająca od intelektualnych indywidualności w rodzinie Borejków), ale pełna ciepła i nieco zagubiona. U mnie zajmuje miejsce 6/19.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i zapomniałam się podpisać. Pozdrawiam; Berta

      Usuń
  2. Pulpecja i Baltona :) Pan Niziurski byłby dumny z pani Musierowicz :)

    OdpowiedzUsuń