piątek, 28 lutego 2014

"Do góry jedzie? A gdzie ma jechać? W bok?"


Dzisiejszemu postowi nadałam tytuł przewrotny i odrobinę mylący.
Bowiem wbrew cytatowi zaczerpniętemu z komedii "Nic śmiesznego" nie będzie wcale wesoło.
Będzie groźnie. Niepokojąco. Tajemniczo. Z dreszczykiem.

Ale ad rem:


Czy boicie się jeździć windą? Wolicie wejść schodami nawet na 11 piętro niż wjechać tym zamkniętym wagonikiem?

Przyznam szczerze, że ja tak. Szukając źródła tego lęku sięgam myślą do dzieciństwa i opowieści mojej Babci o wypadku, który miał miejsce w jej ówczesnym miejscu pracy, w kilkupiętrowym Domu Towarowym. Otóż jedna z wind urwała się i spadła z hukiem z 4 czy 5 piętra …
W środku była jedna osoba. I mimo, że nic jej się nie stało, opowieść ta wywarła na mnie, dziecku wtedy, tak silne wrażenie, że zapuściło ono we mnie silne korzenie i do dzisiaj odczuwam lęk przed wejściem do tego małego ciasnego wagonika jadącego góra-dół.
Ale jeśli nawet nie podzielacie moich wrażeń, jeśli jazda windą nie przyprawia Was o gęsią skórkę, to zapewniam, że tym razem będzie inaczej.

Pisałam w podsumowaniu 2013 roku, że moim ubiegłorocznym odkryciem w rodzimej literaturze jest zdecydowanie Zygmunt Miłoszewski.


„Domofon” tylko tę opinię umocnił i ugruntował.









Lubię, jak autor wprowadza stopniowo kilkoro bohaterów swej książki, pokazuje ich najpierw osobno w odpowiednim dla nich miejscu  i sytuacji, zaznacza ich indywidualność i cechy osobowości, zaznajamia z nimi czytelnika, aby potem doprowadzić do spotkania tych postaci, co jest kluczowym aspektem akcji i kulminacji intrygi.
Tak też jest w "Domofonie".

Agnieszka i Robert - młode małżeństwo, które przybywa z dalekiej prowincji, aby rozpocząć w stolicy nowe, lepsze życie.

Kamil - energiczny i zbuntowany nastolatek z tysiącem pomysłów, pozostający w wiecznym konflikcie z despotycznym ojcem.
Wiktor (mój zdecydowany ulubieniec) - dziennikarz-alkoholik, opuszczony przez żonę i córkę, zapijający swoje smutki i swoje wspomnienia, rozpaczliwie próbujący odbić się od dna.

Wszyscy oni spotykają się w zwyczajnym wieżowcu na warszawskim Bródnie.


W dniu przybycia do Warszawy Agnieszki i Roberta na parterze ich nowego miejsca zamieszkania zostają znalezione zwłoki młodego mężczyzny. Jego śmierć była gwałtowna i nietypowa, a miała miejsce właśnie w ... windzie.


Od tego dnia zaczynają dziać się w bloku dziwne, niewyjaśnione zjawiska. Ludzie jadący windą mają w niej nieprawdopodobne wręcz koszmary i zaczynają popadać w obłęd. Ofiar przybywa. Dodatkowo pewnego niedzielnego dnia mieszkańcy zostają w swym bloku uwięzieni ... przez sam budynek. Zamyka się on samoistnie i nie wypuszcza nikogo na zewnątrz ani nie wpuszcza z zewnątrz.

Brzmi intrygująco? I tak też właśnie jest.
Agnieszka, Kamil i Wiktor próbują poznać za wszelką cenę historię budynku i zrozumieć czające się wokół zło. 
Odwiedzają w tym celu tajemniczego mężczyznę na wózku mieszkającego samotnie od wielu lat.
To, czego się tam dowiedzą, jest tak nieprawdopodobne, że nawet najbardziej odważnego przyprawiłoby o ogromny, zwierzęcy wręcz strach.
Autor dotyka ciekawego tematu, jakim są sny odzwierciedlające ludzkie lęki i obawy. A przecież każdy z mieszkańców takie lęki w swojej podświadomości ukrywa.
Będą teraz musieli zmierzyć się z własnymi lękami z przeszłości, aby pokonać lęk teraźniejszy, otaczający ich wszystkich.

Czy ta walka dobrze się zakończy? Czy Agnieszce, Kamilowi i Wiktorowi uda się przekonać mieszkańców do heroicznej batalii o własny spokój? Jaką tajemnicę skrywa samotny kaleka? Kim jest człowiek, który dobrowolnie zamknął się w swoim mieszkaniu na ostatnim piętrze, a klucze zniszczył? I wreszcie kim była Honorata, dziewczyna, której historia na zawsze zmieniła Wiktora?


Jeśli jesteście ciekawi odpowiedzi na te pytania, sięgnijcie po "Domofon".


Chylę czoła przed autorem, jego wyobraźnią i warsztatem literackim. Miłoszewski jest prawdziwym mistrzem łączenia gatunków: potrafi zgrabnym dialogiem wywołać uśmiech na twarzy czytelnika, a już za chwilę zbudować atmosferę grozy nie babrząc się przy tym we krwi. Kilka scen, w tym oczywiście ta przerażająca w windzie, przyprawiło mnie o autentyczny strach.

Jego książka wywołuje emocje i niesamowicie działa na wyobraźnię.
A także zmusza czytelnika do refleksji nad naturą człowieka i jego zachowaniem w sytuacjach ektremalnych.

Cała powieść jest znakomita, ale jej zakończenie to prawdziwy majstersztyk.

Polecam z czystym sumieniem.
Ale od wind będę się w najbliższym czasie trzymała z daleka ...


2 komentarze:

  1. Lubię Miłoszewskiego. "Domofonu" jeszcze nie czytałem, trochę odstraszony etykietką horroru. Za to bardzo podobało mi się "Ziarno prawdy", wiele rzeczy wskazuje, że autor opiera się solidnie na faktach i rzeczywistości. Jego książki nie są wydumane i do tego Miłoszewski znakomicie pisze. Zachęciłaś mnie do przeczytania "Domofonu", sny i lęki to coś co mnie bardzo interesuje :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zbyszku - ja też nie bardzo lubię horrory, ale "Domofonu" nie określiłabym tym mianem. Nie zniechęcaj się etykietką i przeczytaj - naprawdę warto. Też jestem zdania, że Miłoszewski ma świetne pióro i ma dzięki temu we mnie stałą czytelniczkę.
    Pozdrawiam Cię serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń