środa, 13 listopada 2013

Z biblioteczki pachnącej dzieciństwem

Podobno ludzie dzielą się na wzrokowców i słuchowców.
Ja nie należę do żadnej z tych grup, jestem bowiem "węchowcem".

Jestem bardzo wrażliwa na zapachy, chyba od zawsze. Gdybym miała określić, którym zmysłem najpełniej postrzegam świat, byłby to zdecydowanie zmysł węchu. Czasem mam wrażenie, że moja pamięć składa się głównie z zapachów. Pamiętam zapach bzu, groszku i koperku w ogródku mojej mamy, zapach tranu w przedszkolu, zapach szkolnej stołówki (szczególnie mojego ulubionego makaronu z twarogiem), zapach magnolii rosnących przed Collegium Maius w Toruniu, gdzie studiowałam, zapach pokoju, w którym mieszkałam podczas mojego pierwszego dłuższego pobytu we Francji (dokąd pojechałam na studenckie wakacje pracować jako wolontariuszka; pokój ten miał okno z okiennicami - cud, o jakim wcześniej nie śmiałam nawet marzyć) ...

Ale nad tymi wszystkimi zapachami góruje jeden, jedyny, najważniejszy; zapach, który mnie ukształtował - zapach biblioteczki mojego Taty.

Stała ona w sypialni, a ja, najpierw mały brzdąc, potem większa panna, otwierałam jej szklane drzwiczki, wsadzałam głowę do środka i wąchałam. Do dnia dzisiejszego zapach książki jest moim ulubionym, najpiękniejszym. Będąc niedawno w małej, przytulnej księgarni, oglądałam książki wyjmując je z półek i wąchając, kiedy nagle właścicielka obserwująca mnie od jakiegoś czasu, uśmiechnęła się do mnie promiennie i powiedziała: "To już jest nałóg"

Cóż - przyznaję - książki są moim największym nałogiem, od którego nie zamierzam iść na odwyk.
I czytam tylko te papierowe, nie dla mnie bowiem nowości elektroniczne - książka to dla mnie zapach i szelest kartek.

Biblioteczka mojego Taty stoi teraz u mnie w domu i wypełniona jest książkami z mojego dzieciństwa. Pachnie wciąż tak samo. A ja, tak samo, jak kiedyś, otwieram jej drzwiczki i wdycham w siebie zapach dzieciństwa. Od czasu do czasu wyjmuję z niej książkę, która ma niezwykłą, magiczną wręcz właściwość - jest drogą do krainy wspomnień i beztroskich, "szczenięcych" lat. Bez chwili zastanowienia wyruszam w tę drogę i niczym Ania Shirley zastanawiam się, co mnie czeka za zakrętem ...

 O tych właśnie książkach będę pisała w tym cyklu - o książkach pachnących dzieciństwem.


2 komentarze:

  1. Ja co prawda jestem wzrokowcem, wspominając wydarzenia z dzieciństwa pamiętam światło towarzyszyło danemu wydarzeniu. Ale także przed rozpoczęciem lektury lubię zanurzyć się w zapach książki. I także czytam tylko papierowe egzemplarze. To chyba nie jest nałóg, tylko najzupełniej normalna rzecz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam tak samo (zresztą już kiedyś rozmawiałyśmy o tych siatkach powiązań zapach-wspomnienie). Chociaż obrazy też się mocno odciskają w mojej głowie. Najmniej chyba dźwięki. A ebooki, audiobooki i inne tego typu ustrojstwa mają dla mnie sens tylko w charakterze narzędzi do nauki obcego języka.

    OdpowiedzUsuń