Mariusz Wollny "Kacper Ryx i król przeklęty"
Powieści historyczne lubię i czytam od dawna. Łączą się w nich bowiem dwie rzeczy, które należą do moich największych zainteresowań i które najbardziej pobudzają moją wyobraźnię, czyli właśnie literatura i historia.
Podziwiam autorów tychże powieści, którzy niemało czasu, poszukiwań, badań i wysiłku muszą włożyć w swe dzieło, aby nie tylko przedstawić fascynującą historię i jej bohaterów, ale przede wszystkim, aby oddać ducha przedstawianych przez siebie czasów, a więc ówczesny język, obyczaje, życie codzienne, ciekawostki i wszystko to, co razem składa się na tak zwane tło historyczne.
Wielokrotnie z wypiekami na twarzy czytałam Trylogię Sienkiewicza, która nieodmiennie mnie zachwyca, bawi i przenosi w burzliwy i krwawy wiek XVII - wiek powstań kozackich i najazdu Szwedów.
Zagłoba to dla mnie jedna z najbarwniejszych postaci w polskiej literaturze, a jego język jest tak zabawny, specyficzny i charakterystyczny, że właśnie jego wybrałam kiedyś na bohatera mojej pracy magisterskiej, dzięki czemu nie tylko wzięłam na warsztat dość oryginalny temat, ale jeszcze rozbawiłam szanowną komisję.
Ale oto mamy przecież wiek XXI i nareszcie znów trafiłam na pisarza, który kunsztem swym, wyobraźnią i piórem zachwycił mnie tak samo, jak niegdyś Sienkiewicz.
Mariusz Wollny jest artystą, artystą słowa i obrazu, mistrzem gatunku, a jego powieści prawdziwymi perełkami bogatymi w formę i treść.
W powieści "Kacper Ryx i król przeklęty" autor ponownie przenosi nas do szesnastowiecznej Polski, w której, po śmierci Zygmunta Augusta, panuje bezkrólewie.
Pisałam już w jednym z poprzednich wpisów o pierwszej części cyklu, w której to poznaliśmy Kacpra Ryxa, dziewiętnastoletniego żaka Akademii Krakowskiej, a jednocześnie pierwszego przedstawiciela zawodu inwestygatora królewskiego.
Druga część przygód Kacpra jest jeszcze bardziej interesująca i bogata w
zwroty akcji, która toczy się wartko i od pierwszych zdań wciąga
czytelnika w wir wydarzeń.
Kacpra spotykamy ponownie po 3 latach, jest rok 1572. Status żaka zmienił już na jakże dostojnie brzmiący magister artium i przygotowuje się do zdania bakalaureatu z dziedziny medycyny. Poza tym dzięki sukcesowi z odzyskaniem pieczęci królewskiej zyskał rozgłos i uznanie jako inwestygator i zarabia na życie pomagając w rozwikłaniu różnych niewyjaśnionych spraw. A sprawy to różne. A to była kochanka burmistrza zostaje znaleziona martwa w swoim łóżku, a to ginie jeden z profesorów Akademii, wreszcie z bibliotek zaczynają ginąć księgi, a w drukarniach wybuchają pożary ...
Sprawa z zaginionym wykładowcą i księgami zaprowadzi Kacpra do tajemnic osobliwego bractwa o nazwie Sodalitas Trinitatis i chcąc rozwikłać jej tajemnicę, będzie musiał zmierzyć się z niełatwymi przeciwnikami, którzy dla obrony swojej wiary posuną się do niecnych działań.
Znów spotykamy dobrych znajomych Kacpra: Jana Kochanowskiego, Jana Zamojskiego i innych dworzan; siedzimy z nimi w gospodzie, słuchamy opowieści o Czarnolesie, o stosunkach na dworze królewskim pozbawionym władcy, o tworzeniu się mocnych stronnictw zwalczających się nawzajem.
Ale też śledzimy losy Janki, ukochanej Kacpra, znalezionej przez Cyganów w lesie i wychowywanej przez nich. Jedynym śladem dawnej przeszłości dziewczyny jest medalion z wizerunkiem pięknej kobiety i błękitna sukienka z zatartym herbem.Czy to wystarczy do odkrycia tajemnicy jej pochodzenia i odnalezienia rodzinnego domu? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy oczywiście na kartach książki.
"Kacper Ryx i król przeklęty" to również kolejny bogaty opis szesnastowiecznego Krakowa i wszystkich jego kolorów: mamy okazję zwiedzić i zapoznać się z funkcjonowaniem pierwszej drukarni, odwiedzamy bursy studenckie i poznajemy panującą w nich hierarchię, zaglądamy do obozowiska Cyganów i zostajemy przyjęci w namiocie samego ich przywódcy, ale także czytamy opis wyrzucania nieczystości na bruk, co było w tamtych czasach ogólnie panującym zwyczajem.
Wymieniać mogłabym jeszcze długo, bo książka pana Wollnego to skarbnica dawnych obyczajów, opisu życia codziennego, miasta i jego mieszkańców.
I wreszcie - wisienka na torcie, dla mnie najciekawsza strona tej powieści.
Wyjazd poselstwa polskiego na dwór francuski po nowego króla, wybranego w drodze elekcji oraz przyjazd Henryka d'Anjou wraz z jego świtą na dwór polski i objęcie przez niego panowania.
I tutaj podziwiać możemy kolejny talent pisarza, a mianowicie zmysł humoru, z jakim rysuje nam kontrast pomiędzy dwoma narodami i panującymi w nich obyczajami. A kontrast to ogromny. Posłowie polscy zaskoczeni są lekkością obyczajów panującą na dworze francuskim, brudem i smrodem w pałacu królewskim, zniewieściałymi mężczyznami z kolczykami w uszach, ubranymi jak fircyki w kuse szatki; ale dostrzegają też niebanalną urodę Francuzek.
Natomiast spostrzeżenia Henryka Walezego po przyjeździe do Polski to coś więcej niż zaskoczenie i zdziwienie - to potężna dawka nieznanych obyczajów ludzi, którzy odtąd stają się jego podwładnymi.
Z początku przerażony naszym krajem nazywa go "wstrętnym" (przyjeżdża w lutym, a więc w największy, siarczysty mróz), zauważa na początku tylko wady szlachty polskiej, ale potem dostrzega kilka godnych podziwu nowinek nieznanych dotychczas w jego ojczystym kraju. Pisze w liście do jednej ze swoich kochanek:
"Muszę kończyć, bo wzywają mnie na kolejną nudną ucztę, a obżarstwo ich jeszcze gorsze jest od gadulstwa. Miron co dzień niemal aplikuje mi pigułki i lewatywę. Wystaw sobie jednak, ma cherie, że okrom ciepłych czapeczek, są dwie rzeczy, które mi się tu nadzwyczajnie podobają. Pierwsza to wyborna wódka, naszemu cognac nieustępująca, zwana starką. A czyni się ją tak: ojciec dziewki przy jej urodzeniu zakopuje w ogrodzie świeżą wódkę w dębowej baryłce, sięgając po nią dopiero, gdy panna ma iść za mąż. A druga to osobliwe widełki do jedzenia, które ponoć przywiozła tu z Italii królowa Bona ze Sforzów, matka mego poprzednika. Dziwne to, ale i użyteczne narzędzie, warte przeniesienia na nasz dwór..."
Dalej przeczytać możemy o tym, jak to po napisaniu listu król "uczynił trzecią nieznaną we Francji rzecz, która mu się spodobała - poszedł za potrzebą do wychodka."
Autor zadbał także o szczegóły z historii Francji i przedstawił je wiarygodnie, zgodnie z faktycznymi zdarzeniami.
Jedną z najlepiej oddających prawdę historyczną scen, jest scena spotkania Katarzyny Medycejskiej, największej intrygantki i bodaj najbardziej okrutnej kobiety w dziejach Francji, z jej osobistym wróżbitą i astrologiem - Nostradamusem, który przepowiada przyszłość jej synów. Spotkanie to odbywa się w zamku Chaumont, w tajnej komnacie Katarzyny, pełnej tajemnych skrytek zawierających głównie wszelakie trucizny, które były jednym z ulubionych środków Medyceuszki w procesie wyprawiania swoich przeciwników do innego świata i tym samym zakończenia ich apetytów na francuską koronę.
Jakiś czas temu miałam okazję zwiedzać zamek Chaumont sur Loire, który jest moim zdaniem jednym z najbardziej urokliwych, a niewątpliwie najpiękniej położonym (jadąc wzdłuż Loary widać jego sylwetkę już z daleka rysującą się na wysokim wzgórzu), a w nim tę właśnie komnatę z wszystkimi jej tajemnicami:
Autor zadbał także o szczegóły z historii Francji i przedstawił je wiarygodnie, zgodnie z faktycznymi zdarzeniami.
Jedną z najlepiej oddających prawdę historyczną scen, jest scena spotkania Katarzyny Medycejskiej, największej intrygantki i bodaj najbardziej okrutnej kobiety w dziejach Francji, z jej osobistym wróżbitą i astrologiem - Nostradamusem, który przepowiada przyszłość jej synów. Spotkanie to odbywa się w zamku Chaumont, w tajnej komnacie Katarzyny, pełnej tajemnych skrytek zawierających głównie wszelakie trucizny, które były jednym z ulubionych środków Medyceuszki w procesie wyprawiania swoich przeciwników do innego świata i tym samym zakończenia ich apetytów na francuską koronę.
Jakiś czas temu miałam okazję zwiedzać zamek Chaumont sur Loire, który jest moim zdaniem jednym z najbardziej urokliwych, a niewątpliwie najpiękniej położonym (jadąc wzdłuż Loary widać jego sylwetkę już z daleka rysującą się na wysokim wzgórzu), a w nim tę właśnie komnatę z wszystkimi jej tajemnicami:
A z okazji zbliżających się Świąt Bożego Narodzenia dodam jeszcze, że w powieści znajdziemy również opis tychże świąt spędzanych przez Kacpra w gronie rodziny w gospodzie u ciotki Balcerowej, z którego szczególnie przypadł mi do gustu opis stołu i znajdujących się na nim potraw:
"Po modlitwie zasiedliśmy do uczty. Był siemieniec z pęcakiem, rzepa suszona i gotowana, żur z grzybami, groch z kapustą, no i rzecz jasna - ryby na rozmaite sposoby przyrządzone: a to szczupak z rożna i drugi w żółtym (szafranowym) sosie, a to karp na niebiesko (sparzony wrzącym octem), drugi w szarym (a raczej brązowawym) sosie uczynionym z cukru upalonego na karmel, jeszcze inszy - w białym, chrzanowym, albo uduszony w piwie, sum zaś, oczywiście - w kapuście, a śledzie po polsku. A na wety kasza z suszem jabłkowym, gruszkowym i śliwkowym, kluski z makiem oraz ciasto z miodem."
Powieść tę polecam gorąco; jest ona na tyle bogata i różnorodna, a przede wszystkim świetnie napisana, że spodoba się każdemu miłośnikowi historii, Krakowa czy po prostu dobrych książek przygodowych.
A ja zabieram się na trzecią część, o której napiszę niebawem.
Z Twojego bogatego opisu wynika, że Mariusz Wollny dba o detale i nie unika szczegółów wzbogacających smaki książki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Z chęcią przeczytam. NB Henryk W. obrany został Królem Polski i Wielkim Księciem Litwy a zaprzysiąc musiał - "Artykuły" od jego imienia "Henrykowskimi" nazwane (a w nich m.in. że powstrzyma się od potajemnego paktowania z obcymi i że pokój między dysydentami zachowa http://www.trybunal.gov.pl/wszechnica/akty/art_henr.htm) czego zresztą odmówił. Podobnie Prezydent USA przy obejmowaniu urzędu przysiąc musi wierność Konstytucji (lub złożyć stosowne przyrzeczenie). Stąd - jak pisze Paweł Jasienica w książce "Srebrny Wiek" - zaczęto kwestionować legalność obioru Henryka skoro zlekceważył warunki elekcji, odmawiać posłuchu wyrokom wydanym w jego imieniu itd. na szczęście w porę uciekł.
OdpowiedzUsuń