poniedziałek, 9 grudnia 2013
Z biblioteczki pachnącej dzieciństwem cz.2 - "Bociany zawsze wracają do gniazd"
Pośród wielu, wielu książek czytanych przeze mnie w beztroskim okresie dzieciństwa, książek w dużej części przygodowych, humorystycznych i lekkich w odbiorze, znajduje się kilka takich, których klimat daleki jest od dziecięcej radości, które fabułą swą poruszają trudniejsze aspekty życia i których czytanie odbiega dalece od rozrywkowego spędzenia czasu.
Książki te zmuszają do głębokich refleksji i do zadawania pytań, jak również wywierają ogromny wpływ na wrażliwość czytelnika, jego postrzeganie świata i budowanie relacji z dorosłymi.
Są to książki trudne, wymagające, ale jakże ważne w okresie dorastania.
W moim życiu były one przysłowiową solą konieczną do doprawienia i nadania bardziej wyrazistego smaku, poszerzyły moją paletę barw, wzbogaciły mój proces dojrzewania, a przede wszystkim pokazały, że świat ma czasem kolory szare, ale że szarość ta ma swoje odcienie i nigdy nie jest jednoznaczna.
Wśród nich jest kilka moich ulubionych i najważniejszych, z których wymienić muszę przede wszystkim "Słoneczko" Marii Buyno-Arctowej, "Wczorajszą młodość" Elżbiety Jackiewiczowej czy jedną z najpiękniejszych i najsmutniejszych pozycji w kręgu literatury dziecięcej "Bracia Lwie Serce" Astrid Lindgren.
Do tej kategorii, kategorii "słodko-gorzkiej" należy również jedna z poważniejszych powieści Ewy Ostrowskiej "Bociany zawsze wracają do gniazd":
Główna bohaterka, Agnieszka, znajduje się akurat w trudnym okresie dorastania i budowania własnej tożsamości oraz własnego "ja", kiedy dorosłe życie brutalnie i bezpardonowo wkracza w progi jej beztroskiej codzienności.
Dom jej dzieciństwa rozpada się jak domek z kart: otóż mama Agnieszki postanawia odejść od męża, któremu stanowisko i pieniądze przesłoniły świat i ludzkie wartości, i rozpocząć życie na własny rachunek.
Agnieszka wyjeżdża wraz z mamą do jej domu rodzinnego, na wieś.
Jakże inna okazuje się to wieś od tej, którą zapamiętała z pobytów wakacyjnych u babci i dziadka, niegdyś wypełniona jedynie zabawą, spacerami i słodkim lenistwem.
Jej życie z dnia na dzień zamienia się z wygodnego, bogatego życia rozpieszczonej jedynaczki, w wypełnioną ciężką pracą wiejską codzienność.
Agnieszka poznaje cenę życia z roli - życia twardego i skromnego, które nie rozpieszcza, a wymaga - poświęcenia, uwagi oraz codziennej, ciężkiej pracy. Pracy, która męczy i brudzi, ale zrozumiana, daje satysfakcję i godność.
Nasza bohaterka będzie miała chwile zwątpienia, odrzucenia nowej dla niej rzeczywistości, a przede wszystkim buntu, buntu przeciwko dorosłym i tym trudnym, nieznanym jej jeszcze sprawom, w które obfituje wiek dorosły.
Jaką drogę wybierze? Czy zdecyduje się na puste i bogate życie w mieście wśród bezdusznych znajomych ojca i w eleganckich, ale zimnych wnętrzach nowobogackiego mieszkania, czy wybierze drogę, którą wskazała jej matka - życie ubogie, proste, ale uczciwe, spędzone z ludźmi niewykształconymi, ale ciepłymi i szczerze ją kochającymi?
Więcej nie zdradzę - kto ma ochotę, niech prześledzi losy Agnieszki i dowie się, czy bociany zawsze wracają tam, gdzie uwiły swe gniazdo.
Dodam jeszcze, że powieść napisana jest bardzo realistycznym językiem, postaci przedstawione są wiarygodnie i barwnie, zdarzenia ukazane obiektywnie z kilku perspektyw, konfrontacja życia miejskiego i wiejskiego wiarygodna, zaś kilka scen (w tym scena z psem czy ta ze zniszczonymi ciężką pracą dłońmi matki Agnieszki) wyciskają łzy z oczu.
Mnie wycisnęły.
Zarówno wtedy, kiedy miałam lat "naście", jak i teraz.
A dodam szczerze, że lubię książki, które wzruszają do łez.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brzmi koszmarnie...Właśnie takich książek unikam najbardziej ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam; Berta
"Chłopięcym odpowiednikiem" takich książek była twórczość m.in. Janusza Domagalika i St. Kowalewskiego. "Słodko-gorzkie" smaki można też znaleźć w powieściach Minkowskiego. Ale panowie Ci wplatali w swe dzieła weselsze, przygodowe fragmenty.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Berto - rozbawiłaś mnie :) Ja od czasu do czasu lubię książki i filmy, które wyciskają łzy z oczu, naprawdę lubię. Nie powiesz mi, że nie płakałaś czytając historię Wtorka z "Rilli" ...
OdpowiedzUsuńProtoavisie - u Domagalika faktycznie można wyczuć podobne nastroje, ale podane w lżejszych okolicznościach przyrody.
Jasne, że płakałam. Przy Wtorku, Lessie, Psie, który jeździł koleją i masie innych książek... Dlatego właśnie nauczyłam się ich unikać. Nie czytam z zasady nic o biednych zwierzętach, maltretowanych ludziach, chorobach, śmierci, samotności, depresji, ciężkim losie, beznadziei itp. Przełączam telewizor, kiedy leci kolejny reportaż o nieszczęściu czy katastrofie. Klimaty melancholijne lubię tylko w muzyce, obrazie i naturze. Może jestem płytka, ale nie mam ochoty się dołować. Sięgam tylko po książki i filmy, które mnie pozytywnie nastrajają i są odtrutką na zmęczenie czy różne przykrości.
OdpowiedzUsuńNo jesteś płytka i pusta jak bęben
Usuń