Pisałam już kiedyś, że piękna i ciekawa okładka książki przyciąga mój wzrok niczym magnes i wwierca się wszystkimi porami mojej skóry docierając często tam, gdzie zapada decyzja o wyjściu z księgarni lub biblioteki dopiero po włożeniu jej do torebki.
To samo mogłabym powiedzieć o tytule. Dobry tytuł jest intrygujący, oryginalny i zapowiadający ucztę literacką. Nie ukrywam, że książki z niebanalnym tytułem na okładce przyciągają moją uwagę bardziej niż inne. A jeszcze jeśli dodatkowo zawierają słowo, które ogromnej pasjonatce Francji, jaką jestem od wielu lat, kojarzą się z tym pięknym krajem wina i serów to już autor/autorka mnie ostatecznie"kupuje". A raczej ja kupuję wszystko, co w tytule ma słowo "Francja" bądź "francuski" odmienione przez wszelkie możliwe przypadki.
Dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok książki Anny J. Szepielak:
"Zamówienie z Francji" to pierwsza powieść Anny Szepielak i muszę przyznać, że jest to debiut bardzo udany.
Przeczytałam ją z przyjemnością i postanowiłam napisać o niej kilka słów.
Ewa jest fotografikiem pracującym w prywatnej firmie i zajmującym się zleceniami klientów, którym na życzenie usuwa zmarszczki, wygładza twarze i robi różne inne cuda z obróbką zdjęć tylko po to, aby klient oraz szef byli z efektów jej pracy zadowoleni. W życiu prywatnym wciąż nie może znaleźć swojego miejsca tkwiąc w nieudanym związku z pewnym niedojrzałym emocjonalnie artystą.
Jednak, jak to często w powieściach bywa, jej życie zmienia się pewnego dnia jak za sprawą dobrej wróżki, która obserwując życie Ewy postanawia skończyć z tym nudnym i ciągnącym się jak przysłowiowe flaki z olejem rozdziałem i daje jej impuls do zmian.
Otóż firma, w której pracuje Ewa dostaje zlecenie z Francji, które polega na spędzeniu dwóch tygodni na słonecznym południu i zrobieniu zdjęć rodzinnej kwiaciarni do folderu reklamowego. Zleceniodawczyni zastrzega, że pracę tę ma wykonać kobieta. Ewa jest jedyną przedstawicielką płci pięknej w całej firmie (poza apetyczną sekretarką Jolą - bardzo ciekawą postacią) i dlatego właśnie ona pewnego dnia ląduje we Francji i udaje się do pachnącej lawendą Prowansji.
Na miejscu okazuje się, że rodzina zleceniodawczyni ma polskie korzenie i przez lata kultywuje polskie tradycje. Wszyscy członkowie rodziny znają język ojczysty Ewy, czasem zabawnie go "kalecząc", ale posługując się nim sprawnie. Posiłki też bardziej przypominają polskie niż francuskie, dlatego z książki pani Szepielak nie dowiemy się za dużo o kulinarnych ciekawostkach francuskich. I bardzo dobrze, w końcu w ostatnich latach rynek czytelniczy został wręcz zalany wszelkimi poradnikami kulinarnymi, jak też powieściami, w których co drugą stronę znajdziemy jakiś przepis, a nie dalsze losy bohaterów.
Ale wróćmy do kwiaciarni "U Flory" i naszej bohaterki, chociaż nie chcę zdradzić za dużo, aby nie odbierać przyjemności czytania.
Dodam jeszcze, że Ewa znajduje w rodzinie Elizy przyjaźń i ... coś jeszcze.
I jeśli myślicie, że fabuła powieści rozgrywa się tylko na przestrzeni przyjacielsko-miłosnej, to jesteście w błędzie.
Otóż pewnego dnia Ewa wchodzi na trzecie piętro domu i odkrywa tam galerię przodków oraz wpada na trop ciekawej zagadki związanej z historią rodziny. I wtedy to do głosu dochodzi jej instynkt i zdolności do wczuwania się w czyjeś losy, a tym samym do odkrywania mroków i zawiłości czasów minionych.
Zagadka i jej niuanse są bardzo mocnym punktem powieści i wątek ten poprowadzony jest bardzo zręcznie. Tym bardziej, że Ewa otrzymuje wsparcie w postaci ciekawskiego i wszędobylskiego nastolatka - pasjonata historii.
Ale przecież oprócz śledzenia losów bohaterów i odkrywania dawnych tajemnic, znajdziemy w tej powieści również bogate i oddziałujące na wyobraźnię opisy: zapachu kwiatów z kwiaciarni "U Flory", barw lawendy, a także bliskości członków rodziny Elizy zasiadających codziennie wieczorem do wspólnej kolacji, celebrujących wspólne chwile i wspierających się nawzajem.
"Zamówienie z Francji" określiłabym jako lżejszą gatunkowo opowieść na lekki i przyjemny wieczór.
Chwilami czuje się, że warsztat autorki nie jest jeszcze całkiem dopracowany i ukształtowany. Ale plusem jest zdecydowanie lekkie pióro oraz ciekawe postaci i opisy Prowansji. Mogłabym przyczepić się jedynie do faktu, że czuję lekki niedosyt opisu Ewy-artystki fotografika, jej pracy i efektów. Mogłabym, ale po co, skoro to bardzo udana książka?
Polecam z czystym sumieniem.
No wreszcie coś pogodnego!
OdpowiedzUsuńO Nurowskiej wolałam się nie wypowiadać, żeby nie było, że ciągle wszystko krytykuję... ;)
Na razie mam stosy lektur na wiele tygodni, ale jak mi za jakiś czas wpadnie w ręce owo zamówienie z Francji, to chętnie przeczytam.
Pozdrawiam; Berta
Siostro kupujesz wszystko co ma w nazwie "francuski" :D osz Ty :)
OdpowiedzUsuńSzepielak wydała już dwie kolejne powieści :) Lekkie pióro ma nadal, ale w sumie są w innym kierunku niż "Zamówienie z Francji" - moje ulubione. Te nowe są bardziej dojrzałe.
OdpowiedzUsuńduli
Może kiedyś sięgnę po którąś z tych bardziej dojrzałych :-)
OdpowiedzUsuń