czwartek, 3 kwietnia 2014

Zbawienny wpływ Robin Hooda, czyli Ida czyta Lisieckim


Na pierwszej stronie mojego egzemplarza "Idy sierpniowej" widnieje dedykacja: "Uczennicy klasy 6c w nagrodę za aktywność i pracę w grupie."
Od chwili, kiedy ją dostałam, przeczytałam ją chyba dziesiątki razy. To jedna z najlepszych nagród, jakie dostałam w czasach mojej wczesnej edukacji szkolnej.
Wybór nauczyciela przyznającego nagrody był zaiste idealny - książka bowiem harmonijnie współgra tematycznie z dziedziną, która została doceniona, czyli właśnie z aktywnością i pracą na rzecz drugiego człowieka.






"Ida sierpniowa" jest zdecydowanie na podium w moim rankingu książek jeżycjadowych, a tytułowa Ida moją ulubioną z czterech sióstr Borejko.

Deszczowe i zimne lato roku 1979 Ida wraz z rodziną spędza na Pojezierzu Drawskim, niedaleko Czaplinka. Spędza je tam oczywiście do czasu, bowiem pewnego dnia ma zwyczajnie tych wakacji na łonie zimnej i mokrej natury dość i postanawia wrócić do domu. Oczywiście, sama. Wraca więc do równie deszczowego Poznania, do pustego mieszkania, gdzie przez kilka pierwszych dni zażywa gorących kąpieli i "odpoczywa" po wakacjach.
Jednakże po kilku dniach słodkiego lenistwa skurczony z bólu żołądek przypomina Idzie, że nie samym nieróbstwem człowiek żyje (nawet podczas wakacji) i że do miłej egzystencji koniecznym dodatkiem jest tak prozaiczna rzecz, jak jedzenie, na które to potrzebne są niestety jeszcze bardziej prozaiczne pieniądze.
Co może zrobić piętnastolatka, aby zarobić trochę grosza i dzięki temu nie umrzeć z głodu, a jednocześnie zachować godność i nie poprosić o pożyczkę ironicznego stryja?
Może dawać korepetycje, pod warunkiem, że ma do tego predyspozycje. Ida jednakże ich nie posiada, a poza tym przecież są wakacje. Kto by się uczył w ten słodki czas?
Może też, wzorem Anieli z "Kłamczuchy" podjąć posadę pomocy domowej. To niestety odpowiada Idzie jeszcze mniej - nie należy bowiem do grona pedantek i osób dbających o czystość otoczenia własnego, nie mówiąc już o cudzym.

Ale przecież los nie pozwoli na to, aby główna bohaterka chodziła głodna. Los, w postaci gazety, podsunie jej ciekawy anons, w którym to poszukiwana jest "dama do towarzystwa" - posada idealna dla naszej bohaterki. Dodatkowym plusem ogłoszenia jest fakt, że do miejsca pracy Ida miałaby zaledwie kilka minut drogi. Nie zwlekając, udaje się zatem pod wskazany adres.

Czytelnik domyśla się już oczywiście, że chwila ten jest przełomowa w życiu Idy i że moment przekroczenia przez nią progu mieszkania przy ulicy Krasińskiego będzie początkiem nowej i intrygującej przygody.

Tak się też rzeczywiście staje - do akcji wkraczają nowi bohaterowie, jakże barwni i ciekawi, jak zawsze u Małgorzaty Musierowicz, a życie Idy zmienia się w pasmo nieustających wielkich scen i wydarzeń, które ubarwią jej, tak dotąd szarą i nijaką (w oczach jej samej) egzystencję.

"Ida sierpniowa" posiada w swojej treści to, co cenię w książkach bardzo wysoko: zgrabne i zgodne połączenie tematów ważnych, nierzadko wzruszających z doskonałym humorem na najwyższym poziomie.

Wiele scen wywołuje u mnie głośne napady śmiechu - dialogi Paszkieta z Basią; listy pisane przez wszystkich członków rodziny do Idy i jej kwiecisty telegram będący odpowiedzią na te właśnie listy; relacja ciotki Feli o milicjancie kupującym serduszka i wiele, wiele innych.

Ale przecież oprócz scen zabawnych jest w "Idzie sierpniowej" dużo ciepła i mądrości, a także tematów trudnych a jakże ważnych.
Dramat nastolatka po błędnej diagnozie lekarskiej i bezinteresowna pomoc Idy.
Zaniedbane moralnie dzieci w osobach Jarka i Marka, wałęsających się bez celu po osiedlowych uliczkach i podwórkach; nie rozróżniających dobrego zachowania od złego i szkodliwego.
Samotność człowieka starego, który czuje się jak zawadzający mebel, a który potrzebuje jedynie trochę uwagi i ciekawej rozmowy.

To wszystko sprawia, że "Ida sierpniowa" jest jedną z najważniejszych książek mojego dzieciństwa. Za każdym razem słysząc o zaniedbanych dzieciach widzę oczami wyobraźni braci Lisieckich, jak, siedząc na werandzie domu pana Paszkieta i wpatrując się w "Rudego Kościotrupa", słuchają z ciekawością przygód dzielnego Robin Hooda.
Właśnie odkryli swojego bohatera i swój wzór do naśladowania.
Czy jednak zostaną wierni jego ideałom i podążą jego drogą?
Aby się o tym przekonać, zachęcam do przeczytania dalszych części Jeżycjady, ponieważ z Jarkiem i Markiem jeszcze się spotkamy.

Z Idą, oczywiście również :-)



2 komentarze:

  1. Ja niestety nie byłam w stanie wykrzesać z siebie sympatii do braci Lisieckich. Mimo świadomości, że są w głównej mierze ofiarami/produktami zaniedbania/błędów wychowawczych dorosłych.
    Za to książkę oczywiście lubię :)
    Pozdrawiam; Berta

    OdpowiedzUsuń
  2. https://www.facebook.com/pansamochodzikfanclub

    Muszę sobie chyba kupić jakąś część tej Jeżycjady, chciałbym zrozumieć jej fenomen, ale obawiam się, że to raczej powieść dla dziewczynek. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń