piątek, 10 stycznia 2014

Ocalić od zapomnienia, czyli zakurzonych odkryć część pierwsza


Będąc ostatnio w blibliotece osiedlowej rzuciłam się w wir poszukiwań książek z kręgu literatury młodzieżowej. Chciałam odnaleźć książki czytane przeze mnie właśnie w czasach nastoletnich i wrócić do tych najlepszych, do tych najmilej zapamiętanych, a nie posiadanych we własnej biblioteczce.
Niestety, nie znalazłam ani fantastycznego "Zębu Napoleona", ani pięknego "Błękitnego zamku", ani zabawnego "Romeo, Julia i błąd szeryfa" - prawdpodobnie zostały one już wycofane, ponieważ nikt ich nie wypożyczał.
Taki to smutny koniec spotkał jedne z moich ulubionych i wielokrotnie czytanych przeze mnie książek.
Mam tylko nadzieję, że może zostały sprzedane na jakiejś wyprzedaży i kupione przez nieuleczalnych moli.

Odkryłam za to kilka zapomnianych, zakurzonych książek stojących gdzieś w głębokich czeluściach regałów, których nigdy do tej pory nie czytałam. Oczywiście wypożyczyłam je natychmiast i postanowiłam się z nimi zapoznać.

Na pierwszy ogień poszła książka o jakże zachęcającym tytule:

"Na tropie prapradziadka Waleriana, czyli każdy znajdzie swój dom"







Spójrzmy na okładkę. Mamy tu wszystko, co zapowiada świetną książkę przygodową i wprawia serce każdego miłośnika wypraw w szybszy rytm: jest tutaj harcerz, namioty, skrzynia z uchylonym wiekiem i wyjęta z niej tajemnicza księga oraz portret starego wiarusa ciekawie spoglądającego zza ramienia chłopca.
Jakże wiele spodziewałam się po niej! W jaki wir przygód miałam nadzieję wpaść razem z bohaterami!
Jakie tajemnice odkryć!
Czy moje nadzieje znalazły pokrycie w lekturze?
Cóż, muszę przyznać, że niespecjalnie - nie zakwalifikowałabym tej książki jako pozycji przygodowej. Okładka jest niestety myląca. Ale nie mogę powiedzieć, że książka pana Makarskiego mi się nie podobała. Przeciwnie. Ale po kolei.
Poznajemy głównego bohatera, Jacka, o jakże ciekawym pseudonimie - Lolek Balonówa.
Jacek jest harcerzem i właśnie wybiera się na obóz letni. Obóz jest tematyczny i harcerze mają na nim zdobywać sprawność Tropiciela Historii. Każdy uczestnik zobowiązany jest przywieźć ze sobą jakiś relikt przeszłości.
Jacek ma kłopot - przecież wszystko co ma, jest nowe - prosto ze sklepu. Skąd tu wziąć ten relikt? Na szczęście w drodze na obóz, Jacek odwiedza babcię i dziadka w ich starym domu, pięknie i jakże dowcipnie opisanym przez autora:

"Za siedmioma górami wyboistej drogi, za siedmioma rzekami mętnych ścieków z geesowskiej mleczarni, za siedmioma lasami ogłuchłymi w rytmie dyskotekowego jazgotu radyjek tranzystorowych i parskania małych fiatów o zakatarzonych gaźnikach stał dworek z bali modrzewiowych, ułożonych dawno, dawno temu."

Otóż w dworku tym jest oczywiście strych, a na nim mnóstwo starych pamiątek. Jacek dostaje pozwolenie rzucenia się w wir poszukiwań śladów rodzinnej przeszłości i znajduje kilka ciekawych rzeczy, które rozbudzają jego wyobraźnię oraz zwiększają zainteresowanie historią własnej rodziny. Na obóz zabiera dwie ze znalezionych na strychu rzeczy: pistolet powstańczy swojego prapradziadka, Waleriana Dowgiełło oraz jego pamiętnik .

Pomysł na fabułę był, moim zdaniem, fantastyczny. Niestety, nie został w całości wykorzystany, bowiem zamiast niesamowitych przygód w obozie harcerskim, zdobywania umiejętności, odkrywania rodzinnej tajemnicy, książkę zaczynają wypełniać obszerne, przydługawe opisy pobytu Waleriana Dowgiełło w dalekim Chile, do którego zawędrował po powstaniu styczniowym. Opisy te pochodzą oczywiście z pamiętnika prapradziadka. Z początku czyta się je nawet ciekawie, ale po pewnym czasie zaczynają nużyć i czytelnik zaczyna nerwowo zastanawiać się, kiedy zacznie się prawdziwa akcja i prawdziwe przygody Lolka i jego kolegów.
Jest kilka scen, które czytałam z przyjemnością, jak choćby scena ogniska harcerskiego, na którym pojawia się specjalny gość; jest opis zawodów sportowych; opis samodzielnych wypraw różnych drużyn w teren celem opisania ciekawych miejsc.
Ale prawdziwej przygody i odkrywania tajemnic nie ma.

Dodam jeszcze, że plusem książki jest ciekawy humor autora, który mnie osobiście bardzo ubarwił lekturę.
Szczególnie ciekawą osobą jest babcia Jacka, która biegle posługuje się łaciną, ponieważ "znajomość łaciny przydaje się w życiu równie często, jak znajomość w sklepie cukierniczym".

Jeśli jesteście ciekawi losów Waleriana Dowgiełło i interesuje Was historia dawnych powstańców, którzy zmuszeni do emigracji osiedlili się w dalekich i egzotycznych krajach, sięgnijcie po książkę Henryka Makarskiego.

Na koniec dodam jeszcze zdanie, które mnie niezwykle rozbawiło i skłoniło do pewnych rozmyślań.
Otóż czytając jeden z wielu opisów życia w Chile, natykamy się na opis szynku, który jest miejscem odpoczynku Indian i tam znajdujemy takie oto ciekawe zdanie:

"W dużej izbie karczemnej, przy palącym się łuczywie zastygli Indianie prawie w milczeniu, niektórzy na ziemi z podkurczonymi nogami. Nie było kłótni, hałasów ani kobiet."

I co Wy na to? :-)






3 komentarze:

  1. A ja na to, że też uwielbiam odkrywać książki z dzieciństwa. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Protoavisie - odkrywajmy zatem i ocalajmy od zapomnienia :)

    W piątek odwiedziłam moją bibliotekę i przyniosłam znów do domu kilka zakurzonych wspomnień.
    W jednej z książek znalazłam nawet moje panieńskie nazwisko na karcie wypożyczeń :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Łatwiej odkryć, trudniej znaleźć czas na opisanie znalezisk, Yvonne :)

    OdpowiedzUsuń