niedziela, 5 stycznia 2014

Kanadyjskie pejzaże opowieścią pisane


Nowy rok zaczęłam ambitnie - pierwszą książką przeczytaną przeze mnie jest zbiór opowiadań zeszłorocznej noblistki, Alice Munro:








Książkę dostałam pod choinkę i przyznam szczerze, że bardzo ucieszył mnie ten prezent.
Miałam nadzieję na kilka uroczych godzin spędzonych na jej lekturze.
Lubię bowiem opowiadania. Posiadam w swojej biblioteczce kilka zbiorów opowiadań, jednak muszę przyznać, że tak, jak lubię wracać do moich ulubionych powieści i czytać je kilkakrotnie, tak do opowiadań raczej mi się nie zdarza wracać. Być może dlatego, że zbyt krótka ich forma nie pozwala na zżycie się z bohaterami i na pewne uzależnienie się od nich i ich losów? Ulubieni bohaterowie literaccy są przecież jak przyjaciele, z którymi chętnie się spotykamy i nawet po dłuższym "niewidzeniu" są nam nadal bliscy i interesujący.
Krótkie formy literackie różnią się zdecydowanie od długich powieści i są bardzo wymagające zarówno dla pisarza, jak i dla czytelnika.
Nie jest bowiem sprawą prostą na kilkudziesięciu zaledwie stronach zawrzeć ciekawą historię, wprowadzić nietuzinkowych bohaterów, czy nawet dokonać pasjonującej analizy osobowościowej tychże, nie wspominając o tematach niejako nie związanych z tokiem opowieści, ale jakże ubarwiających i dodających dodatkowego smaku czytanej historii.

"Przyjaciółka z młodości" to moje pierwsze spotkanie z Alice Munro - laureatką zeszłorocznej Literackiej Nagrody Nobla.
Powiem krótko - było to spotkanie ciekawe, ale nie zachwycające. Po lekturze odczuwam pewien niedosyt i jednocześnie zdziwienie zadając sobie pytanie, czy faktycznie jest to literatura godna tej, jakże prestiżowej, nagrody.
Alice Munro ma niewątpliwie dar opowiadania historii - tego nie mogę jej odmówić. Te dziesięć opowiadań zawartych w tomie "Przyjaciółka z młodości" czyta się lekko i przyjemnie.  Mają one bardzo zróżnicowaną tematykę i ciekawych bohaterów. Na pewno łączy je jedno - pisarka snuje dzieje swoich bohaterów bazując na uczuciach wspólnych dla wszystkich, czyli na miłości, przyjaźni, tęsknocie, podejściu do śmierci czy też zaufaniu. Są to tematy ponadczasowe. Od wielu lat właśnie o nich powstają opowieści i zapewne będą powstawać zawsze. Ponadto historie, o których czytamy, rozgrywają się w malowniczych pejzażach Kanady, głównie w małych urokliwych miasteczkach, gdzie ludzie znają się nawzajem, wiedzą o sobie niemal wszystko i dzięki temu czytamy o relacjach między nimi z wypiekami na twarzy i ogromnym zainteresowaniem.
Mamy tutaj historię dwóch sióstr, z których jedna poświęcając swoje osobiste szczęście dla drugiej, nie znajduje spełnienia i radości, ale jej postawa jest tak naiwna i wielkoduszna, że aż mało wiarygodna. Mamy ciekawą historię kobiety, która, po śmierci męża, chcąc go bliżej poznać i zrozumieć, udaje się do Szkocji w poszukiwaniu wcześniejszych śladów jego bytności w tym kraju podczas wojny. Śledzimy losy wrażliwej poetki (jedno z ciekawszych opowiadań); płyniemy w rejs przez Atlantyk wraz ze znaną śpiewaczką operową; obserwujemy losy Murraya i Barbary, niegdyś właścicieli wielkiego i dochodowego Domu Towarowego, który potem stracili wraz z całym prawie majątkiem; wzruszamy się marzeniami starego pastora, wrażliwego na piękno przyrody. I wreszcie, najlepsze i najciekawsze według mnie: "Five Points" - opowieść w opowieści. Śledzimy tutaj dwie historie: zamężnej kobiety i jej kochanka spotykających się w przyczepie kempingowej (czytając ten wątek przypomniał mi się oglądany niegdyś w kinie bardzo dobry film pt: "Granice miłości" z Charlize Theron i Kim Basinger - oglądaliście? Pamiętam, że film ten zrobił na mnie wtedy ogromne wrażenie i myślałam o nim jeszcze długo po wyjściu z kina) oraz historię pewnej rodziny, przybyszy z odległego kraju (prawdopodobnie z Chorwacji), która prowadziła w miasteczku sklep ze słodyczami.
Na pewno dużym plusem opowiadań Munro jest poczucie humoru autorki widoczne głównie w dialogach; humor ten nadaje lekkości całej opowieści i pozwala spojrzeć na pewne rzeczy z przymrużeniem oka.
Natomiast czego mi zdecydowanie zabrakło w czytanych opowieściach, to emocje. Czasem miałam wrażenie, że nie czytam o losach żywych ludzi, ale raczej figur woskowych, czy wręcz kukiełek z teatrzyku.
Bohaterowie niejako dają się ponieść wydarzeniom, ich zachowanie jest bierne, a reakcje na zmiany losu spolegliwe i przyjmowane z pokorą.
Jako czytelnik, lubię postaci z tak zwaną "ikrą" - emocjonalnych, aktywnych i ambitnych, chcących mieć wpływ na własne życie i własne losy, a nie ślepo przyjmujących to, co spotkali na swojej drodze.

Historie snute przez autorkę zaciekawiły mnie, zaostrzyły apetyt, wywołały pytanie: "Co dalej?", ale niestety nie dały uczucia sytości i odpowiedzi. Ale być może o to właśnie chodzi? O taką niepewność, co będzie dalej, o nieznany i zasnuty mgiełką tajemnicy przyszły los bohaterów...?


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz