Tak się złożyło, że czytając po kolei wszystkie części Jeżycjady, dotarłam do "Noelki" i dzisiaj będzie właśnie o niej. Za oknem lato, upał od rana, weekend zapowiada się wspaniale i gorąco, ale ja przeniosę Was na chwilę w pewien deszczowy, grudniowy dzień. Wybaczcię, proszę, tę nieoczekiwaną zmianę otaczającej aury, gdyż ona będzie tylko na zewnątrz. Treść będzie ciepła:
"Noelka" jest siódmą częścią Jeżycjady i zdecydowanie różni się ona od części wcześniejszych. Przede wszystkim mamy tutaj duży przeskok czasowy. Otóż autorka przenosi los swych bohaterów już w lata dziewięćdziesiąte. Cała akcja zaś toczy się jednego tylko wieczoru. Jest to wieczór wigilijny 1991 roku.
Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie na scenę całkiem nowej bohaterki, Elki, dzięki której spotkamy ponownie dobrze znane nam osoby z poprzednich części cyklu.
Elka jest inteligentną siedemnastolatką, rozpieszczoną jedynaczką mieszkającą z ojcem, dziadkiem i bratem dziadka. Ci trzej mężczyźni przez całe życie Elki spełniali wszystkie jej życzenia i nasza bohaterka wyrosła w przekonaniu, że tak będzie zawsze. Że wszyscy mężczyźni na świecie będą tańczyć tak, jak ona im zagra. Ale nadszedł w jej życiu taki dzień (wszak Elka dorasta), który bardzo boleśnie uświadomił ją, w jakim była błędzie. Otóż Elkę zafascynował pewien chłopak poznany na kursie komputerowym. Chłopak jest nonszalancki i niepokorny, jeździ na harley'u davidsonie i na prośbę Elki zgadza się zabrać ją na wycieczkę tymże motocyklem właśnie w Wigilię. Elka czeka zatem od rana z nosem przyklejonym do szyby mokrej od kropel deszczu, ale ten wyczekiwany intrygujący chłopak wciąż się nie pojawia, co wprawia ją w paskudny, zdecydowanie nie wigilijny, nastrój.
Dodatkowo dziadek Metody i jego brat Cyryl zapraszają na domową wigilię przypadkowo spotkaną dawną znajomą, malarkę sprzedającą swoje obrazki pod rondem Kopernika. Aby jeszcze dolać oliwy do ognia, tata Elki, do tej pory samotnik spędzający całe wieczory przed komputerem i pogrążony w pracy, oznajmia, że wybiera się tego wieczoru z wizytą do pewnej znajomej...
Tego już jest zdecydowanie za dużo dla zepsutej jedynaczki. Postanawia ona dać wyraz swego buntu i zrezygnować z rodzinnego wieczoru oraz odnaleźć tajemniczego, wyczekiwanego Baltonę. Udaje się w tym celu do znajomej z prośbą o jego adres.
I teraz dajmy losowi przeprowadzić to, co sobie już dawno w swoich tajemniczych planach zamierzył. Otóż poszukiwania Baltony doprowadzą Elkę do pewnej kamienicy przy ulicy Noskowskiego, w której to pozna Tomcia Kowalika, nam bardzo dobrze już znanego i lubianego od czasu "Kłamczuchy". Tomcio nie jest już oczywiście zasmarkanym sześciolatkiem, wymyślającym zabawne wierszyki, lecz młodzieńcem pomysłowym i zaradnym, który ma ciekawy pomysł na biznes. Do tego pomysłu potrzebna jest mu jeszcze towarzyszka płci żeńskiej...
Jak łatwo się domyślić, Elka i Tomcio spędzą ten wieczór wigilijny razem, odgrywając rolę Gwiazdora i Aniołka i wspólnie odwiedzą wiele ciekawych i barwnych domów.
Dla czytelnika jest to spacer nostalgiczny i wspaniały, bowiem wraz z Elką i Tomciem, odwiedza domy prawie wszystkich postaci poznanych we wcześniejszych częściach "Jeżycjady".
Spotkamy więc ponownie artystyczną rodzinę Żaków-Hajduków-Kołodziejów (i tam właśnie spotkamy owego tajemniczego Baltonę), odwiedzimy przytulne gniazdko Anieli i Bernarda, zajrzymy do profesora Dmuchawca i ogrzejemy się jego życiową mądrością, natkniemy się przypadkowo na Geniusię, czyli Aurelię Jedwabińską, a przede wszystkim zasiądziemy znów do stołu w najbardziej otwartym, przepełnionym humorem i zrozumieniem, mieszkaniu Borejków.
Co urzeka mnie najbardziej w "Noelce" i sprawia, że jest to jedna z moich ulubionych części?
Małgorzata Musierowicz jest mistrzynią w zawieraniu bogatej treści w niewielkim objętościowo tekście. Jej książki rzadko przekraczają liczbę 200 stron, a przecież są bardziej przepełnione życiem i mądrością, niż niejedna "cegła". To sprawia, że jej powieści czyta się tak, jakby się rozmawiało z przyjacielem.
W "Noelce" autorka rezygnuje z wielorakich zwrotów akcji i bogactwa fabularnego na rzecz lepszego poznania charakterów i specyfiki bohaterów. Za każdym razem, czytając ten piękny opis wigilijnego wieczoru, z przyjemnością zanurzam się w jej klimat i z uśmiechem na ustach poznaję lepiej moich ulubionych bohaterów. Bo w "Noelce" można ich chyba poznać najlepiej.
Kim jest Terpentula i jaki wpływ miała ta dziwna staruszka na los dwóch samotnych mężczyzn oraz także na los Elki i jej egoistyczny charakter?
Kogo przyprowadzi na wigilijną wieczerzę Gabrysia wraz z Pyzą i Tygryskiem?
Kim okaże się przyszła teściowa Idy?
Jaki temat ma szopka w kościele Dominikanów?
I wreszcie - kim jest tajemnicza wybranka Grzegorza Stryby, ojca Elki?
O tym wszystkim dowiecie się, czytając "Noelkę", jedną z najcieplejszych książek, jakie czytałam.
Pomimo panującej za okładką zimy.
A mi się właśnie ten "spacer nostalgiczny" nie do końca podoba. Trochę mam wrażenie, że sama główna bohaterka jest tam postacią 3 planową potrzebną tylko po to, żeby mieć pretekst do odwiedzin w domach wcześniejszych bohaterów Jeżycjady.
OdpowiedzUsuńW najnowszych książkach Musierowicz ten trend jest jeszcze bardziej widoczny - jakby stała się zakładniczką wcześniejszych postaci i czuła w obowiązku złożyć raport, co się u każdej z nich dzieje. Przez co zamiast wyrazistego bohatera i pogłębionej akcji mamy jakieś odhaczanie tłumu osób. Wolałabym większe oderwanie, nowy początek i luźniejsze powiązanie z dawnymi książkami.
Pozdrawiam; Berta