Zachęcona recenzją przeczytaną na blogu http://czytanieprzykominku.blogspot.com/ oraz faktem, że na arenie polskiej literatury kryminalnej dzieje się coraz lepiej, sięgnęłam po kryminał Tomasza Konatkowskiego:
Książka zaczyna się naprawdę intrygująco i mrocznie: otóż na pętli
tramwajowej w Warszawie motorniczy zauważa w drugim wagonie tramwaju siedzącego
bez ruchu mężczyznę. Pierwsza myśl motorniczego jest taka, że pasażer
najpewniej zasnął (jest późny wieczór). Prawda okazuje się jednak ponura i
nieoczekiwana: pasażer niestety nie obudzi się już nigdy, gdyż czyjaś ręka
uzbrojona w nóż sprawiła, że była to jego ostatnia podróż.
Czy było to zaplanowane morderstwo, czy wypadek podczas awantury, jakich
niemało w środkach komunikacji miejskiej? Na to pytanie ma odpowiedzieć
komisarz Adam Nowak, skierowany do tej właśnie sprawy.
Komisarz Nowak doskonale wpasowuje się w aktualny popularny model śledczego
z powieści kryminalnych: jest rozwiedziony, samotny i powoli dopada go
rozgoryczenie i niechęć. Jego największą pasją jest piłka nożna (kibicuje
warszawskiej Polonii) oraz muzyka.
Zatem w Komendzie Stołecznej Policji zaczyna się typowe, żmudne śledztwo: zbieranie
danych na temat denata, jego życia, rodziny, znajomych i jego osobowości,
szukanie motywu, zbieranie śladów na miejscu przestępstwa i przesłuchiwanie
obecnych na tym miejscu osób.
Zanim jednak śledztwo osiągnie swoje apogeum, na innej pętli ginie kolejny
człowiek …
Czyżby w mieście grasował seryjny morderca? Czy można już wysunąć taką
hipotezę?
Kiedy na kolejnej pętli zakończy się nie tylko kurs tramwaju, ale też życie
następnej osoby, ekipa śledcza rozpocznie szaleńczy wyścig z czasem i z
bezwzględnym „Tramwajarzem”, gdyż tak nazywają mordercę media. Jaki przebieg będzie miał ten wyścig i jak się zakończy?
Czy książka Tomasza Kontakowskiego jest godna polecenia? Cóż, przyznam
szczerze, że mnie nie zachwyciła. Początek był naprawdę niezły i pierwszą połowę przeczytałam z dużym zainteresowaniem, ale im dalej w
las, tym niestety gorzej. Powieść jest zbyt przepełniona szczegółami
śledztwa, wieloma wątkami pobocznymi, które mają na celu ustalenie tożsamości
mordercy, a wprowadzają tylko chaos i niepotrzebne moim zdaniem krążenie wokół tematu właściwego. Akcja, nomen omen, zbacza z toru wielokrotnie,
zahacza o przeróżne dziedziny i środowiska społeczne, takie jak miłośnicy
komunikacji, informatycy, grafficiarze, administratorzy danych, kontrolerzy
biletów i wiele innych. Za dużo tego kluczenia. Za dużo i za nijako. Chwilami miałam
wrażenie, że pomysły są wyciągane na siłę i na siłę analizowane. Tak, jakby autor nie wiedział, na jakie tory skierować swój, niezły przecież, pomysł, i jak go poprowadzić.
Język autora również mnie nie zachwycił. Jest niezbyt lotny, momentami
wyczuwa się pewną sztuczność, głównie w dialogach, razi nagromadzenie wyrażeń
typu: „Cha, cha”, „Che, che”, "Tere fere" – ośmielę się stwierdzić, że jest to język ubogi. Raziły
mnie również przekleństwa, których w książce jest naprawdę sporo – moim zdaniem
niepotrzebnie. Być może kryminał nie musi zachwycać krasomówstwem i potęgą
słowa, ale przecież są takie, które zachwycają.
Aby oddać sprawiedliwość, należy podkreślić, nieliczne niestety, plusy książki, którymi są zdecydowanie interesujące opisy Warszawy wraz z jej pętlami tramwajowymi i miejscami znanymi jedynie miłośnikom miejskiej komunikacji oraz liczne nawiązania do niezłej światowej muzyki, która jest pasją śledczego Nowaka.
Pewnie nie sięgnę zbyt szybko po kolejny kryminał Konatkowskiego, ale mimo wszystko "Przystanek śmierć" był chwilami interesującą wycieczką po Warszawie. Nawet, jeśli nie wywołał silnych emocji i dreszczu niepokoju. Czyli elementów ściśle związanych i kojarzących się z dobrym kryminałem.
No to już się kroi świetny plan wycieczek, jak następnym razem zajrzysz do Warszawy - pojeździmy sobie po pętlach. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam; Berta
Czeka na półce na swoją kolej ta powieść. I chyba jeszcze troszkę poczeka po Twojej recenzji Yvonne. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń