środa, 23 kwietnia 2014

Zeszyt limeryków pełen


Dzisiaj zamiast wstępu będą życzenia, bo przecież cały świat obchodzi dzisiaj:


 Dzień Książki i Praw Autorskich
 
 
 
Zatem wszystkim molom i wielbicielom słowa pisanego życzę wielu wspaniałych chwil spędzonych na lekturze ulubionych książek, licznych odkryć literackich, niezapomnianych przygód przeżywanych wraz z bohaterami oraz tajemniczych wędrówek przez fascynujące krainy kreowane przez pisarzy i odkrywane przez czytelnika.
 
 
 
A dzisiaj będzie wesoło. Wesoło, kreatywnie i twórczo. Wszak w taki dzień nie może być inaczej.
 Zapraszam Was zatem do otwarcia pewnego żółtego brulionu i przygotowania się na potężną dawkę humoru i inwencji twórczej:
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Jedną z moich ulubionych scen literackich (w mojej ulubionej książce "Mistrz i Małgorzata") jest scena rozgrywająca się na deskach teatru VARIETES w Moskwie. Otóż mistrz czarnej magii, Woland wraz ze swoim asystentem (moim ulubieńcem Korowiowem) prowadzą ciekawy dialog na temat mieszkańców tegoż miasta zastanawiając się jak bardzo zmienili się oni od czasu poprzedniej wizyty Wolanda w Moskwie.
 
Scena ta przypomina mi się zawsze ilekroć czytam "Brulion Bebe B". A przychodzi mi ona na myśl w kontekście, rzecz jasna, Anieli, którą tak bardzo polubiłam w "Kłamczusze", a którą tutaj spotykam ponownie. I nie jest to ta sama Aniela, która owszem, lubiła czasem nagiąć rzeczywistość do swoich potrzeb, ale przecież w niczym nie ujmowało to jej uroku osobistego i żywej inteligencji.
W "Brulionie Bebe B" lubię ją zdecydowanie mniej. Aniela występuje tutaj jako tymczasowa opiekunka dzieci swojej dalekiej kuzynki, aktorki teatralnej, którą to kuzynkę życie zawodowe popchnęło aż za ocean.
 
Otóż Aniela zjawia się pewnego pięknego letniego dnia w artystycznie urządzonym mieszkaniu słynnej aktorki wprowadzając sporo zamieszania w spokojne życie dwójki bohaterów: Bebe i Kozia, których los od tej chwili odmieni się całkowicie. I niestety, odruch Anieli nie płynie bynajmniej z dobroci serca i chęci zaopiekowania się dziećmi; Kłamczucha po prostu nie ma gdzie mieszkać i sytuacja rodziny Bitnerów jest jej zdecydowanie na rękę. A że Aniela nigdy nie robi niczego "na pół gwizdka", tylko wszystko dookoła naznacza swoją indywidualnością, tak tutaj również zagarnia dla siebie całą przestrzeń i wypełnia ją swoją osobowością. A, jak już pisałam, osobowość ta jest trudniejsza do wzbudzenia sympatii, niż we wcześniejszych częściach Jeżycjady: to typowy przykład lenia i egoistki o dość płytkim podejściu do życia i jego wartości.
 
Rodzeństwo nie oswoi się jeszcze z nową mieszkanką ich azylu, a tymczasem na arenę wkroczą dwie, jakże barwne postaci, które odtąd będą codziennymi bywalcami mieszkania przy ulicy Krasińskiego.
 
W "Brulionie Bebe B" autorka wprowadza kilka nowych, jakże charakterystycznych postaci. Do wymienionych już wyżej Bebe i Kozia dodam jeszcze Damba, Krystiana i Bernarda. Tego ostatniego przede wszystkim.
Bo Bernard to postać dominująca całą akcję książki. Ten oryginalny artysta-grafik o duszy dziecka i takiejż radości życia uczy wszystkich wokół siebie (i czytelnika również) nadziei i otwarcia na świat i ludzi.
A robi to wspaniale.
Wszystkie dialogi, w których uczestniczy Bernard, jego pomysłowe happeningi uliczne, jego dyskusje z profesorem, jego wpisy do szkolnego brulionu, dialogi z dyrektorem Pierogiem, wreszcie jego "występy" w liceum im. Żeromskiego - to wszystko są perełki literackie. Majstersztyk.
 
Ale, jak to często u Musierowicz, akcja zahacza również o tematy trudniejsze, jak choćby chuligaństwo (znani nam już doskonale z "Idy sierpniowej" bracia Lisieccy), wykorzystywanie słabszego i jego rozterki związane z tematem tchórzostwa (Kozio), relacje między rodzeństwem, zachłanność na wiedzę i podejście do nauki (Bernard) czy też obyczaje życiowe różnych gatunków ludzkich, a co za tym idzie, ważne wybory (Aniela).
 
Kim są Marian i Marianna? I czym się od siebie różnią?
A kim tajemniczy Krystian w bieli?
Kto kogo uczył pisania limeryków i do czego to doprowadziło?
I wreszcie: czy istota wolna od konwencji jest zawsze spełniona i szczęśliwa?
 
Przeczytajcie żółty brulion, a znajdziecie odpowiedzi na te pytania.
 
Polecam gorąco, a tymczasem następna część czeka już na swoją kolej.
Chyba po raz pierwszy będę czytała "Noelkę" wiosną :)
 
 
 
 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz