sobota, 6 września 2014

Jak ma na imię Bohun, czyli cała Polska czyta Trylogię


Witam po długiej przerwie wakacyjno-pierwszowrześniowej :-) Jeśli myślicie, że przez te dwa miesiące przerwy w mojej prywatnej blogosferze nie przeczytałam żadnej książki i dlatego nie pojawił się żaden wpis, to chętnie wyprowadzę Was z błędu. Czytałam sporo i zgromadził mi się naprawdę duży zbiór książek do opisania, które to pojawiać się będą systematycznie (mam nadzieję) na moim blogu w okresie jesienno-zimowym. Niniejszym ogłaszam koniec przerwy w blogowym świecie Yvonne, a zmobilizowało mnie do tego przede wszystkim pewne ważne dla mnie wydarzenie kulturalne.

Otóż dzisiejszy dzień został ogłoszony przez Prezydenta Polski narodowym dniem czytania Trylogii Henryka Sienkiewicza: 







Stali czytelnicy mojego bloga wiedzą doskonale, że Trylogia to jedna z moich ulubionych serii książek, a język sienkiewiczowski uważam za najpiękniejszy literacki język w naszym narodowym dorobku sztuki pisanej. Podzielam pogląd Adama Galisa, słynnego poety i tłumacza, który powiedział kiedyś, zapytany o inspiracje w zawodzie tłumacza literatury pięknej: "Wyznam, że najwyższym instancjami, do których odwoływałem się w chwilach językowej trwogi i niepewności, były pisma Jana Chryzostoma Paska, Ignacego Krasickiego, no i rzecz jasna, przeczyste źródło ojczyzny-polszczyzny, proza Henryka Sienkiewicza." 

Postanowiłam zatem i ja dołożyć swoją cegiełkę do dzisiejszego dnia i zagłębić się w lekturze mojej ulubionej części Trylogii, napisanej właśnie taką piękną polszczyzną:







Bardzo lubię i cenię całą Trylogię, ale "Ogniem i mieczem" zajmuje zdecydowanie pierwsze miejsce w moim czytelniczym sienkiewiczowskim świecie. Bowiem tutaj właśnie poznajemy najciekawszych i najbardziej złożonych bohaterów, tutaj przeżywamy największe emocje, tutaj Historia krzyczy do nas z każdej stronicy, tutaj wreszcie zaczyna się nasza nieustanna, zapierająca dech w piersiach przygoda rozgrywająca się na najrozleglejszych w historii ziemiach polskich. Fabuły streszczać nie będę, bo po co? Wszyscy znają ją przecież doskonale. Skoncentruję się jedynie na tych elementach, za które cenię "Ogniem i mieczem" tak bardzo, że z przyjemnością przeczytam ją ponownie, a ulubione fragmenty mogę cytować z pamięci obudzona w środku nocy.

Już pierwsze słowa powieści: "Rok 1647 był to dziwny rok, w którym rozmaite znaki na niebie i ziemi zwiastowały jakoweś klęski i nadzwyczajne zdarzenia" wprowadzają czytelnika w burzliwy wiek XVII - wiek wojen i wielkich rozruchów. Sienkiewicz był wielkim mistrzem tworzenia historycznej atmosfery i wprowadzania czytelnika w sam środek ważkich wydarzeń. Operował specyficznym, dawnym językiem, jakby rzeczywiście żył na ziemiach polskich w wieku, w którym rozgrywają się opisane przez niego sytuacje i zdarzenia. Język powieści jest tak plastyczny i tak do mnie przemawiający, że czuję się niemalże autentycznym obserwatorem akcji. Być może obserwatorem z dalszego planu, ale jednak. A pole do tejże obserwacji jest wspaniałe. Mnogość intrygujących postaci, tych historycznych i tych fikcyjnych; relacje i powiązania między nimi; niespodziewane zwroty akcji oraz, zgodnie z założeniem powstania powieści, czyli "krzepienia serc": duża dawka wspaniałych bohaterskich czynów. Mnóstwo tu niebanalnych postaci, ale wspomnę tylko te dla mnie najważniejsze.
Rycerski i nieskalany Jan Skrzetuski - postać tak biała, jak chmurki na letnim niebie i dlatego być może trochę niewiarygodna; nietuzinkowy i zabawny Zagłoba - opój, tchórz i chwalipięta, ale jakże przecież lubiany przeze mnie (bo przecież nadeszła chwila, kiedy potrafił wykazać się odwagą i zachować prawdziwie po rycersku); Helena Kurcewiczówna - panna z dobrego domu (którą niestety tak fatalnie skrzywdził Jerzy Hoffmann w swojej ekranizacji powieści); kniahini Kurcewiczowa - okrutna i zła, ale przecież miłująca swoich pięciu synów i podstępami pragnąca zdobyć dla nich majątek (w filmie odwrotnie do Heleny - wspaniała kreacja Ewy Wiśniewskiej); potężny i kontrowersyjny władca Jeremi Wiśniowiecki, którego imię trwożnie rozbrzmiewało wśród szerokich stepów, przekazywane z ust do ust między Kozakami, siejąc w nich ogromny strach i budząc respekt.

Osobno muszę wspomnieć o trzech postaciach, które najbardziej mnie w powieści poruszają. Pierwsza z nich to Longin Podbipięta, wspaniała postać, której osobowość, zachowanie i historia wzrusza, krzepi i wzbudza nadzieję na spełnienie marzeń. Scena obrony Zbaraża, bohaterska decyzja Longina i jego samotna wędrówka przez nieprzyjacielski obóz zachwycają i poruszają serce, aby zaraz potem wycisnąć łzy ...
Drugą jest wiedźma Horpyna, która żyjąc w samotności (bo czyż można jako towarzysza liczyć Czeremisa?) i głuszy, dziczeje przez to sama. Ale przecież nadal jest kobietą, czującą i w głębi serca skomplikowaną. Ja nie odbieram jej tylko negatywnie jako okrutną i złą wiedźmę, rzucającą uroki i czytającą przyszłość z wody spływającej po młyńskim kole. To postać charakterystyczna, ale posiadająca tajemnice ...
I wreszcie on, Bohun, bo przecież kobiety lubią czasem takich, jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli "drani". Bohun to najciekawsza i najtrudniejsza do oceny (obok Jeremiego) postać powieści. Dziki watażka, wychowany na szerokich i pustych stepach, którego towarzyszami byli jeszcze bardziej dzicy niż on, Kozacy; okrutnik, który bez zmrużenia oka "rozszczepiał" człowieka przy kobiecie; a jednocześnie wrażliwy mężczyzna, który tylko swoim śpiewem potrafił wyznać to, co czuje. Inaczej nie umiał. Los wskazał mu złą ścieżkę, na którą wszedł jakby niechcący i nie potrafił już z niej zawrócić.

I na koniec ciekawostka i zagadka dla Was :-) Czytając kiedyś wspaniałą książkę Melchiora Wańkowicza "Ziele na kraterze" trafiłam na opis zabawnej sceny rozgrywającej się w mieszkaniu pisarza. Uczestnikami sceny byli: dwie córeczki Wańkowicza, Tili i Krysia oraz znajomy pisarza: mecenas Stanisław Święcicki. Otóż inteligentne i elokwentne dziewczynki urządziły z kolegą swojego Taty konkurs z Trylogii właśnie. Pytania były różne, ale odpowiedzi wyłącznie poprawne. Widać było jasno, że obie strony doskonale znają powieści Sienkiewicza. Ale nagle padło pytanie dziewczynek, na które zdumiony adresat nie znał odpowiedzi. Mianowicie: "Jak ma na imię Bohun?"
No właśnie, a Wy wiecie? Jak ma na imię Bohun?
Jeśli się nie mylę, to w ponad siedemsetstronicowej powieści informacja ta pojawia się tylko jeden raz ...







4 komentarze:

  1. A ja myślałem, że do reaktywacji zmobilizował Cię pewien stały czytelnik, a nie Pan Zagłoba i jego kompani :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytelnik także, Protoavisie, za co jestem mu wdzięczna :-)
    A kogóż to przypomina Ci Horpyna?
    No i jak miał na imię Bohun?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tu zawarta jest odpowiedź :)
    http://www.forum.militis.pl/viewtopic.php?t=734

    OdpowiedzUsuń